Ostatnio
pisaliśmy, jakie plaże lubimy najbardziej, na jakich najchętniej smażymy
się nago. Dla tych, którzy przeoczyli post, zapomnieli lub nie mieli
ochoty doczytać do końca, przypomnienie. Kochamy, położone na uboczu,
odludne zatoczki. Miejsca, gdzie za jedyne towarzystwo mamy drobne
kamyczki oraz szum fal. Lecz, jak odnaleźć takie skrawki raju? Może
kilka naszych rad się Wam przyda. To lecimy.
Po pierwsze technologia-
niech ona będzie Waszym sprzymierzeńcem. Wystarczy otworzyć Google Maps i
sprawdzić teren w okolicy. Czy są opinie, czy jest dostępny parking,
czy znajduje się tam jakaś knajpa, czy da się dojechać samochodem, czy
są jakieś zabudowania w pobliżu. Jeśli odpowiedź na większość tych pytań
brzmi: nie, to już jest dobrze. Nieliczne komentarze, a nawet ich brak,
świadczą o tym, że może traficie w jedno z ostatnich magicznych miejsc.
Kolejny punkt i kolejna mapa. Tym razem warto posłużyć się aplikacją
Mapy.cz. Tam znajdziecie wszystkie okoliczne ścieżki, szlaki, a nawet
najmniejsze leśne dróżki. Sprawdźcie rzeźbę terenu oraz ewentualne
przewyższenia. Ludzie w większości są leniwi, jeśli nie da dojechać się
samochodem, a w dodatku trzeba się porządnie spocić, to rzadko kiedy
kogoś spotkacie na miejscu. Po trzecie, wyruszcie wcześnie. Większość
nie po to przecież jest na urlopie, aby zrywać się bladym świtem i
nabijać po skałach kilometry. Na dodatek w palącym słońcu.
Po czwarte:
łodzie, jachty i supy. Na to już chyba nie mamy wpływy, choć im dalej od
większego miasta, to i ich także powinno być mniej. No i na koniec
punkt piąty. Sezon. Im więcej dni dzieli Was od jego rozpoczęcia, bądź
zakończenia, tym lepiej. Warto sprawdzić, kiedy w danym regionie trwają
szkolne wakacje.
I tyle. Czyż nie jest to proste? Istna bułka z masłem! Choć tak naprawdę brzmi jak podręcznik jakiejś szemranej szkoły przetrwania. Rambo trzyma za Was kciuki :)