wtorek, 30 lipca 2024

Pierwszy raz nie zawsze jest najlepszy, czyli ponowna wizyta na naturystycznym kempingu Costalunga.

Wielu ludzi twierdzi, że pierwszy raz jest najważniejszy, że tylko wtedy przeżywa się wszystko najintensywniej, a nieznane wcześniej doznanie jawi się często, niczym rozświetlająca egzystencję iluminacja. Cóż, może i tak jest, nie będziemy z tym faktem dyskutować. W naszym przypadku jednak drugi raz przebił swą intensywnością oraz barwnością ten pierwotny. 

W jaką stronę oni zdążają- zapytajcie zapewne- czy to wstęp do jakiegoś szmirowatego erotyku? Nie, nic z tych rzeczy! Już spieszymy z wyjaśnieniem. Chodzi nam mianowicie o kolejną już, a dokładnie drugą wizytę na naturystycznym kempingu Costalunga. 

Ten sprzyjający nagości przybytek zagubiony jest malowniczo pośród zielonych, liguryjskich wzgórz. Fakt, że w przeciwieństwie do Francji, Włochy nie mogą poszczycić się nadmierną ilością podobnego typu miejsc. Ale przecież nie w ilości leży jakość. Nie jest to aż taki kłopot, ponieważ gdy coś jest dobre, to nie potrzeba nam niczego więcej. Nie szukamy substytutów, zamienników, nie pędzimy ciągle naprzód, bo może gdzieś za zakrętem jest lepiej. Czyż nie?

Cóż więc sprawią, że wznosimy aż takie peany na cześć kempingu Costalunga? Otóż niemal wszystko. Jedyne mankamenty, jakie możemy znaleźć, nie dotyczą jego samego, lecz okolicy, a konkretnie tego, iż sam obiekt nie dysponuje zbyt dużym terenem do przechadzek, zaś po najbliższych pagórkach nie można wędrować nago. I tyle. 

Minusy odhaczone, przejdźmy więc do pozytywów. Wyrzućmy je z siebie jednym tchem: atmosfera, spokój, świetna (naga) obsługa, genialny basen, dużo zacienionych miejsc, bar, gwarantujący odrobinę intymności węzeł sanitarny (w prawnych sytuacjach miło być samemu), przyjazność czworonogom (można zabrać psa na basen) i wiele innych. Jeżeli jeszcze się wahacie, to mamy nadzieję, że rozwijaliśmy wasze wątpliwości. 

Jednym słowem: przybywajcie!