środa, 11 października 2023

Ludzie lasu

Już ponad tydzień minął od naszego wyjazdu z domu, a my wciąż nie naskrobaliśmy co, gdzie i jak. Na swoje usprawiedliwienie spieszymy napomknąć, iż Francja, czy też Hiszpania nie rozpieszczają nas wszechobecnym Internetem, a wręcz można by powiedzieć, że darmowe Wi-Fi nie istnieje w ogóle. Przynajmniej na kempingach, gdzie też to rozbijamy się obecnie naszym namiotowo- samochodowym zestawem. Wiemy, wiemy, popukacie się zapewne w czoła i powiecie, że w obecnych czasach każdy ma przecież non- stop dostęp do sieci w komórce, bo ma jakiś pakiet, abonament, czy inny roaming danych. Jednak my nie. My są ludzie starej daty, którzy dopiero co wyszli z lasu, a ich podejście do transmisji danych pochodzi jeszcze z końcówki lat dwutysięcznych. Dlatego też, korzystając z dobrodziejstw obecnego miejsca pobytu- właśnie nadrabiamy blogowe zaległości.
 

 
Pierwsze trzy dni spędziliśmy na naturystycznym kempingu, ulokowanym pośród przepastnych lasów francuskiego departamenty Drome. To już niemal Prowansja, różnica jest tylko taka, że kraina ta nie jest aż tak popularna wśród turystów. I całe szczęście. Odludzie, natura, cisza oraz spokój, istna idylla.
 

 
Kilkuhektarowy ośrodek jest własnością małżeństwa Holendrów. Można by powiedzieć- praca marzeń. Patrząc jednak, jak zasuwają od rana do nocy, na dodatek poza sezonem, można poddać w wątpliwość pragnienie zajęcie ich miejsca. 
 
 
Przez trzy dni przypiekaliśmy w słońcu zadki, by ruszyć dale na południe.
 

Aby dotrzeć do morza. Wreszcie! Stęskniliśmy się, to już przecież ponad miesiąc rozłąki. Poza tym wizyta we włoskiej Imperii była nazbyt krótka, by mogła się mienić pełnowartościową.
 

Co prawda wybrzeże w okolicach Agde, gdzie też rozbiliśmy kolejny obóz, nie należy to naszych faworytów. Jest płasko, płytko i piaszczyście. Żadnych gór nie odnotowaliśmy w zasięgu wzroku.


Dlatego też wystarczyła nam jedynie jedna noc pośród piniowego zagajnika i już byliśmy gotowi, aby ruszyć dalej.
 

Tam gdzie Pireneje spotykają się z Śródziemnomorzem o krajobrazowy błąd nie sposób. Dla nas raj. Zakotwiczyliśmy w pobliży miejscowości Collioure i przez kolejne trzy dni wytrzeszczaliśmy oczne gałki w zachwycie. 
 

Co prawda byliśmy już w okolicy kilka lat temu (w poprzednim Agde również), ale prawdziwe piękno nigdy się nie nudzi. 
 

Ale tu cudownie, ale wspaniale, och i ach- tylko takie słowa, czy westchnienia wypuszczaliśmy z ust. 
 

Zaś samo Colliore to takie miasteczko- pocztówka. Istny cukiereczek. W sumie to kadry w nim pstryknięte, posłużyłyby spokojnie do wypełnienia kilkunastu wakacyjnych widokówek.
 


Nieprawdaż?
 


Jednak żeby mieć jeszcze kiedyś po co tutaj wracać, postanowiliśmy nie dać temu zauroczeniu wypalić się całkowicie i przenieśliśmy się dalej na południe, za te wspaniałe, dostojne szczyty, do Hiszpanii.