Winobranie jest swoistym zwieńczeniem kilkumiesięcznej ciężkiej pracy i niestety jej najbardziej wymagającym elementem. Można porównać je do maratonu, który także wraz ze zbliżaniem się do mety, staje się coraz większym wysiłkiem. Koniec majaczy już na horyzoncie, a ty zaciskasz zęby, starasz się wykrzesać z siebie resztki energii oraz sił i dobiec, dotrwać do końca.
Oczywiście, są kraje w których winobranie jest świetnym pretekstem do kilkutygodniowej celebracji, opilstwa i obżarstwa- istnego święta wina, podczas którego pracuje się jedynie "przy okazji". Jednak nie w Szwajcarii, a z pewnością nie w kantonie Schwyz.
Tu się po prostu zapi.rdala. Nie ma wolnej chwili, by napić się wody, a co dopiero marzyć o winie.
Nawet aparat ciężko wyjąć- czasu brak, ręce się lepią od soku, a styrane dłonie ledwie utrzymują telefon w pionie.
Całe szczęście winogrona można pochłaniać bez ograniczeń. Choć nie wszystkie prezentują się tak apetycznie jak powyższa kiść. Częstokroć ich zmasakrowany przez pleśń wygląd oraz octowy aromat nie zachęcają do konsumpcji.
Płyniemy do Quinten. Jak widać, jest tu naprawdę stromo. Jednak z racji tego, że pojawia się wielu zbieraczy z poza firmy, to serwowane jest nawet jedzenie oraz...