Potem jeszcze podrałować odrobinę wśród oliwnych gai oraz winnic, minąć należące również do parku saliny i już możemy rozdziawiać paszcze z zachwytu.
Miejsca, gdzie lazurowe morze spotyka się z górami lubimy najbardziej.
Ścieżka kończy się nad krawędzią 80- cio metrowego klifu.
W oddali, na skale zasiada wspomniana wcześniej historyczna osada zwana Piran. Ogólnie okolica jest bardzo przyjazna piechurom, gdyż niemal wszędzie da się dojść na nogach.
Co też z lubością czynimy :)
Piękne, czyż nie? Aż ma się ochotę przewertować jakiś podręcznik geologii.
Klify da się obejść zarówno górą, jak i wzdłuż mniej lub bardziej kamienistych plaż oraz zatoczek.
Na koniec przypiekanie skóry na plaży nudystów...
...i po paru kilometrach możemy znowu zadawać szyku na deptaku w Portorose (włoska nazwa Portoroža). Z racji historycznych zarówno słoweńska, jak i chorwacka Istria są dwujęzyczne.
Skoro już tu jesteśmy, to pokażemy Wam jeszcze panoramę miasteczka...
...oraz (w sumie dość niespotykaną jak na tę szerokość geograficzną) egzotyczną roślinność...
...jak i kolejne, tym razem tutejsze saliny. Zresztą, przed turystycznym boomem handel solą właśnie był jednym z głównych źródeł utrzymania tubylców. I to by było na tyle. Jutro ból stóp z pewnością minie, będziemy mogli więc znów ruszyć w drogę, by wydeptać po raz pierwszy kolejną ścieżkę.