niedziela, 5 marca 2023

Cap Canaille w Parku Narodowym Calanques- tylko najwięksi śmiałkowie są w stanie wykrzesać w sobie na tyle odwagi, by zbliżyć się do krawędzi grani.

W ostatnim wpisie rozprawialiśmy żarliwie o tym, jaką to urodą  jest w stanie uraczyć oczy połączenie gór oraz morza. Jak bardzo urokliwe, wręcz magiczne krajobrazy potrafią powstać z takiego spotkania. Dlatego też, nie zamierzamy poprzestać w tym temacie na jednej relacji i dzisiaj częstujemy Was kolejną porcją piękna, która wynika bezpośrednio z tego rendez-vous wody ze skałami. Na dodatek żeby delektować oczy takimi panoramami, nie trzeba się wcale nadmiernie wysilać ani męczyć, gdyż wszystkie punkty widokowe dostępne są samochodem. Ładujcie więc zadki na tylne siedzenia i ruszajmy.

Nasza wycieczka odbywa się serpentynami Corniche des Crêtes. Jest to malownicza i wąska nadmorska droga wijąca się pomiędzy miejscowościami Cassis oraz La Ciotat wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Dla miłośników historii warto nadmienić, że szosa została otwarta dla ruchu kołowego w 1969 roku.

Cały masyw zwie się Cap Canaille i jest to mający wysokość 394 metrów wdzierający się w wodną toń cypel. Tu z kolei ukłon w stronę pasjonatów geografii: to najwyższy klif morski we Francji.

Całość zaś mieści się w Parku Narodowym Calanques. Z pewnością pogubiliście się już w tych wszystkich francuskich określeniach? Nie?! My tak :)

Najbardziej imponująca skalna ściana nazywa się Falaises de Soubeyrannes. Jest bardzo popularna wśród wspinaczy (sami widzieliśmy spore grupy). Czy samobójcy darzą ją podobną estymą?- tego całe szczęście nie wiemy :)

Tylko najwięksi śmiałkowie są w stanie wykrzesać w sobie na tyle odwagi, by zbliżyć się do krawędzi grani :)

Na horyzoncie majaczy dalsza część parku narodowego. A jeszcze dalej (oczywiście na zdjęciu nie jest widoczna) znajduje się Marsylia (jakieś 30 kilometrów odległości).

Ostatnia serpentyna pokonana, punkty widokowe obfotografowane, w końcu lądujemy na końcu drogi w La Ciotat.

A konkretnie w jego zachodniej części, w której to ulokowany jest Parc du Mugel. To taki mini ogród botaniczny w którym latem pewnie wielu ludzi szuka cienia i tym samym wytchnienia od upałów. My zjedliśmy tutaj drugośniadaniową bagietkę.

Lecz chyba największą zaletą parku jest to, że jest położony u stóp klifu Bec de l'Aigle, który stromą granią opada z wysokości 313 metrów wprost do morza.


Kawałek dalej znajduje się kolejny znak rozpoznawczy miejscowości, czyli skała zwana Le Capucin. U jej stóp zaś ulokowana jest mała, urokliwa plaża.

To już port oraz starówka w La Ciotat. Jest to dość spora osada ludzka, która oprócz widocznych powyżej atrakcji ma do zaoferowania również wiele wąskich uliczek, zabytkowych budynków i piaszczystych plaż. Nic tylko tu zamieszkać. Co też z pewnością kiedyś uczynimy. Póki co, nie porzucamy nadziei i uparcie skreślamy sześć cyfr w oczekiwaniu na rychłą wygraną.