niedziela, 5 grudnia 2021

Życiowe all inclusive.

Jakiś czas minął już od naszego powrotu na emigracyjne, germańskie łono. Wypadałoby więc napisać parę zdań o tym, jak nam się tutaj bytuje. No cóż, najprostsze i chyba najbardziej szczere będzie użycie słowa: różnie. Od pozytywnej, rozświetlonej słonecznym blaskiem euforii, do depresyjnej, wilgotnej oraz mglistej melancholii. Po prostu życiowe all inclusive :)

Jeżeli zaś spojrzymy na miniony czas przez pryzmat pogody, to tych drugich, ciemnych dni jest zdecydowanie więcej. Bywa i tak, że ładna aura nie towarzyszy nam prze wiele dób, ustępując miejsca gęstej mgle, czy też coraz częstszym opadom śniegu.

Kiedy tylko nadarzy się cień szansy, by wygrzać odrobinę lica, to niezwłocznie ruszamy ponad zawiesistą szarugę na szczyt któregoś z okolicznych, wygasłych dawno wulkanów. Choć także i to czasami nie przynosi skutku i nie udaję się nam tym samym wyrwać z mlecznych objęć. Nota bene, gdzieś tam, pośród wilgotnych oparów zagubiła się nasza wioska.

Prognoza mówi: ruszajcie łapać promienie! Na co odpowiada jej rzeczywistość: patrzcie jaki piękny potrafi być przymrozek.

Tak czy siak. W lesie najlepiej.

W którą stronę do punktu widokowego? Miała być alpejska panorama.

Nie poddajemy się i wytrwale szukamy.



Całe szczęście, w ładną pogodę nie musimy za daleko jeździć w pogoni za ładnymi widokami. Wtedy nawet nad naszą wioską górują ośnieżone, majestatyczne alpejskie szczyty.

Latający pies. No dobra, sznurek usunęliśmy podczas obróbki zdjęcia ;)

To by było na tyle. Jak sami mogliście powyżej wyczytać, ostatnimi tygodniami życie nasze obfituje w wiele przygód oraz ciekawych wydarzeń. Za sprawą niskich temperatur dosłownie mrożących krew w żyłach :)