poniedziałek, 20 grudnia 2021

Ku pokrzepieniu serc.

Jak przystało na prawdziwych domorosłych znachorów, jako remedium na wszechogarniającą nas mgłę oraz atakującą z każdej strony powszechną szarzyznę, zaordynowaliśmy sobie kurację w południowym słońcu-  ku podreperowaniu zdrowia oraz pokrzepieniu serc. Szczerze mówiąc, to nawet nie mieliśmy wyjścia, gdyż zamieszkiwana przez nas, zagubiona pośród badeńskich pagórków, germańska wioska nie widziała słońca już od kilku ładnych tygodni. A my wraz z nią. Cóż było robić, trzeba jechać.

Nim jednak zaczęliśmy sycić oczy zielenią roślinności oraz błękitem morza, musieliśmy przejechać przez sąsiednią Szwajcarię i tym samym przekroczyć Alpy.

Daleko jeszcze?- dobiegało co chwila z tylnej kanapy.

Udało się. Oto nasz dom na najbliższe dni- liguryjskie Rapallo.


Jak widać- lepszą pogodę udało się nam tam znaleźć. Z normalnością było jednak odrobinę gorzej. Chyba, że chodzi o tzw. nową normalność. Tej możemy w Italii uświadczyć pod dostatkiem :)


Nie ma się co obijać na plaży, czas ruszać na zwiedzanie. Lecz jak tu powstrzymać się przed moczeniem, kostek skoro woda ma ponad piętnaście stopni. Wiemy, wiemy, wrzątek toto nie jest, ale bądźmy szczerzy: jesteśmy z Polski i niejedne wczasy nad Bałtykiem spędziliśmy.

Jeszcze tylko pokrzepimy się tłuściutką, cebulową focaccią i ruszamy dalej.

Do sąsiedniej miejscowości zwanej Santa Margherita Ligure. Elegancka to bestyjka trzeba przyznać. Niczego je nie brakuje. Jest starówka, urokliwe uliczki, które licznie zapełniają zamaskowani Włosi, jest port oraz najważniejsze: morze oraz okalające je góry.


Zaś, zamiast upstrzonych bombkami świątecznych choinek, zdecydowanie wolimy oblepione cytrusami drzewka pomarańczowe.


Lub, w ostateczności, obwieszone lampkami palmy.


Takie Boże Narodzenie to my rozumiemy :)