Kiedy ci w kolanie strzyka, wybierz się na wyspę Krka- takie oto motto przyświecało naszej wizycie na tej największej z adriatyckich (i tym samym Chorwackich) wysp. A skrzypieć, chrupać oraz strzelać zaczęło już kilka ładnych dni temu i złośliwie przestać nie chce. Pomyśleliśmy więc, że czas spędzony na tym oderwanym od stałego lądu, pokrytym gęsto oliwnymi gajami skrawku ziemi zrobi nam na stawy po prostu dobrze. Wiadomo. Zwiedzanie= ruch. Ruch= zdrowie. Zdrowie= nic nie doskwiera w cielesnej powłoce. Niestety jednak, nic z tej poprzedzonej magicznym myśleniem terapii nie wyszło. Szkoda, tyle się nałaziliśmy :) Choć, może to dlatego, iż jeżeli w Google wpiszecie słowo Krk, to pierwsze pozycje jakie się pojawią, tyczyć się będą Krajowego Rejestru Karnego (KRK). Co też prawdopodobnie ostatecznie wyjaśnia fakt, że miejsce z takimi internetowymi konotacjami stawów leczyć po prostu nie może.
Prawda co do naszej wizyty jest jednak inna. A mianowicie taka, iż na Krk wybraliśmy się z dwóch innych, aczkolwiek nie mniej ważnych powodów:
Po pierwsze dlatego, że mieliśmy blisko z zamieszkiwanej przez nas od kilku dni Crikvenicy. Zdajemy sobie sprawę- mało to oryginalne.
Po drugie- można dostać się tam mostem, który to na dodatek od połowy minionego roku jest bezpłatny. A jak wiadomo, ludzie z nas skąpi i ponad miarę oszczędni, nie mogliśmy się więc oprzeć. Niemal darmowa wizyta na wyspie nie zdarza się nazbyt często :)
Podczas wycieczki odwiedziliśmy stolicę tegoż atolu, czyli Krk (pierwsze zdjęcia), położony po drugiej stronie Vrbnik (fotki poniżej) oraz znajdujące się zaraz za betonową przeprawą Omisalj (ja się pytam, gdzie dokumentacja fotograficzna ?!). Powzdychaliśmy nad pięknem architektury oraz kształtowanej rękami człowieka przyrody, spałaszowaliśmy na plaży romantyczne drugie śniadanie (ach te omaszczone margaryną bułki z Lidla) i zebraliśmy się do powrotu.
Słynną Baškę zostawiliśmy sobie na następną wizytę. Zawsze tak robimy w odwiedzanych krajach, czy też ich poszczególnych częściach. Będzie po co wrócić. A jak człowiek od razu wszystko zobaczy oraz obfotografuje, to i po co pojawiać się w danym miejscu po raz kolejny? Musicie przyznać, że przebiegłe z nas bestie!
Dodatkowo jest to jeden z najbliżej Polski położonych fragmentów Chorwacji. Nie krępujcie się więc. Przybywajcie!