Podejrzewamy, że każdy kto był już w przeszłości w Barcelonie obiecuje sobie, że kiedyś tu jeszcze wróci. My nie stanowimy wyjątku. Jako osobniki w miarę odporne na uroki wielkich miast, byli ich mieszkańcy, a teraz wieśniacy z wyboru, w tym przypadku ulegliśmy czarowi metropolii. Mimo tłumów turystów, ogromu zabudowy i wszystkich aglomeracyjnych atrybutów, stolica Katalonii zachowała małomiasteczkowy czar. Coś czego według nas brakuje np Mediolanowi, coś co się po prostu ma, nazwijmy to umownie duszą. Tak, Barcelona to z pewnością miasto obdarzone duszą.
I choć spędziliśmy tu tylko dwa dni, a nasze zwiedzanie można porównać do patrzenia przez szybę na cukierniane lady pełne łakoci, to wydaje się nam, że poczuliśmy barceloński klimat. Wiemy, że oglądaliśmy miasto tylko z perspektywy typowego turysty, nie poczuliśmy jego prawdziwego rytmu, nie dotarliśmy nawet w pobliże jego serca, ale na pewno poczuliśmy, że to prawdziwe, mocno bijące serce gdzieś tam jest.
Pędzenie po ulicach w szaleńczym pędzie, by udało się wszystko obejrzeć nie wystarczyło. Nie byliśmy w wielu miejscach, które zasługują niewątpliwie na odwiedziny. Park Güell, wzgórze
Montjuïc i mnóstwo innych atrakcji czeka jeszcze na odkrycie przez nas.
Zjedliśmy za to przepyszny obiad w najstarszej wegańskiej knajpie w Barcelonie. Chrupaliśmy falafele na targu La Boqueria, piliśmy piwko na jednej z plaż, a to pozwoliło nam poczuć się niemal jak tubylcy.
Jak Barcelona, to i wszechobecny Gaudi.
Zza starego nieśmiało wyziera nowe.
Bo widzenia Barcelono, na pewno jeszcze się spotkamy!
Drugie śniadanie na plaży.
Wizyta na lokalnym targu. Pyszne owoce i warzywa plus wino od "chłopa". Co prawda trunek tani, ale też pewnie z tego powodu do wybitności spoooro mu brakuje :)
P.S. Nasza hiszpańska przygoda zakończyła się odrobinę wcześniej niż zakładaliśmy. Względy urzędniczo-formalno-paranoidalno-pogodowe sprawiły, że od kilku dni jesteśmy już w domu. Zaś zbliżająca się nieuchronnie zima, zdzieliła nas celnie piąchą między oczy i teraz dogorywamy, przykryci kocem na kanapie, spoglądając, na mieniący się ponuro wszystkimi odcieniami szarości świat za oknem.