Wiele znakomitości bywało tu przed nami, Mussolini upodobał je sobie jako wakacyjną destynację, ostatnie lata życia spędził także Alfred Nobel. Odbywający się tu Festiwal Piosenki Włoskiej swego czasu był popularny nawet w Polsce. Najbardziej znane miasto włoskiej Riwiery, czyli San Remo ma niemal wszystkie atuty kurortu z prawdziwego zdarzenia. Nie ma tylko jednego- porządnej plaży i podejrzewamy, że z tego powodu nie jest już, jak to miało miejsce do połowy XX- wieku, ulubionym miejscem wypoczynku włoskich oraz europejskich elit.
Jeden z symboli miasta to pochodzący z 1905 roku budynek kasyna. Zamiast leżeć plackiem na plaży możni tego świata mieli takie właśnie rozrywki. Do tego powolny spacer deptakiem, espresso i lody w ulubionej kawiarni, a wieczorem wystawny obiad w jednej z licznych restauracji.
Nam, jako ludziom wyzwolonym spod zgubnego wpływu zgniłego kapitalizmu pozostaje tylko spacer :)
Ewentualnie można jeszcze przysiąść na brzegu fontanny i posilić się zakupioną na pobliskim bazarze focaccią.
Potem warto zadać sobie trud i wspiąć się na górę stromymi uliczkami starego miasta, by móc podziwiać taki widok.
Stare miasto zachowało średniowieczny charakter, a wąskie uliczki to nie uliczki tylko chodniczki. Dosyć łatwo można się pogubić w tych wijących się w różnych kierunkach uliczko- chodniczkach oraz ciemnych zaułkach.
Niżej robi się już przestronniej i bardziej dystyngowanie.
Przerwa obiadowa, czyli bagietka, pomidor oraz obowiązkowy izotonik, co by uzupełnić elektrolity. Proletariusze wszystkich krajów pamiętajcie, by po wysiłku wyrównywać poziom płynów w organizmach :)
Czas wracać. Jak na prawdziwych ekologów przystało podczas tego wyjazdu kilkukrotnie przemieszczaliśmy się pociągami. Jest to dużo wygodniejsze niż pchanie się wszędzie kamperem. Bilety nie są drogie, oszczędzamy na parkingach i nerwach, no i można się piwka napić :)