Jak w tytule- zdobywamy Dolomity. Żaden szlak nam nie straszny. Jak tylko nastanie świt wyruszamy w drogę. Dobry ekwipunek i profesjonalne podejście to podstawa. Porządne japonki (najlepiej za 1 euro), butelka wody z resztką płynu, krótkie spodnie (bo wiadomo- pokrzywy i inne paskudztwa mogą poparzyć), solidna torebka na ramię... i to chyba tyle, możemy ruszać :). Po drodze często mijają nas jacyś nieprzygotowani trekerzy w wysokich i solidnych butach (a przecież wiadomo, że jest lato i się może stopa odparzyć) z kijkami i całym anturażem. Ach, pięknie jest na szlaku...
Poza tym teraz jesteśmy w miejscowości Brunick, gdzie Włosi są rudzi i mówią po niemiecku, a wszystkie napisy oraz nazwy ulic są dwujęzyczne. Pizze sprzedają na grubym cieście i nie da się wyrzucić śmieci bez segregacji. Powoli zegnamy się z Italią :(
Noc w głuszy. Tak ciemnego i cichego noclegu nie mieliśmy już dawno. Trzeba przyznać, że niektórzy mieli stracha :)
Małe pranko i do tego opalanko.