Och łaskawi bogowie, och wielcy i miłosierni, zakręćcie żeż wreszcie ten niebiański kran! Nie wiecie, że szczególnie w obecnych, przesiąkniętych ekologią czasach wodę należy oszczędzać? A wy tylko lejecie i lejecie na nas z góry, na dodatek bez umiaru. Może gdybyśmy byli dziećmi pustyni, to radowałby nas ten fakt. Cieszylibyśmy się, wręcz tańczylibyśmy z powodu tego, iż jeszcze za życia trafiliśmy do arabskiego raju. Lecz jest zupełnie przeciwnie, szczęśliwi wcale z powyższego powodu nie jesteśmy, a i do przepełnionego wilgocią edenu nam póki co nie spieszno.
Tak, tak nie mylicie się zanadto w swoich przypuszczeniach Drodzy Czytelnicy, wręcz doskonale zdiagnozowaliście naszą sytuację. Wilgoć stała się wierną towarzyszką naszej winniczej niedoli, zaś deszcz postawił sobie chyba za punkt honoru fakt, by zrosić obfitym opadem każdy dzień tygodnia.
Powoli zaczyna porastać nas pleśń, winorośle natomiast zamiast gronami, przebranżawiają się jakoby i owocują grzybami.
Istne z nas ślimaki winniczki. Zresztą nie możemy narzekać na brak ich towarzystwa.Wśród gęstych traw trwa istna fiesta.Teraz już wiadomo skąd wzięła się nazwa tych uroczych, oślizłych stworzonek.
Górskie szczyty skryły się w wodnym oparze i tym samym prują chmurą brzuchy. Może to dlatego tyle tutaj pada?
Całe szczęście nastał nam łaskawie weekend, więc odpoczniemy odrobinę od wilgoci. Przynajmniej tej, napastującej nas z zewnątrz. Zamiast tego będziemy wcielać w sobotnio- niedzielną rutynę wewnętrzne nawadnianie. Co już zresztą rozpoczęliśmy podczas przerwy w piątkowej zarobkowej aktywności.