W niedzielę postanowiliśmy ruszyć swoje, coraz obszerniej wypełniające spodnie (dziękujemy makaronie :)), dupska na szlak i zdobyć tym samym najbliższy oraz chyba najłatwiejszy do osiągnięcia szczyt.
W sumie to nie było wcale stromo, ani daleko...
Utrwaliliśmy tą chwilę dla potomnych pozując po kolei z widoczną na twarzach, czy też mordach, dumą i ruszyliśmy z powrotem w dół.
Na koniec, w nagrodę, można wypić na plaży jakieś piwko. Uprzednio jednak trzeba znaleźć osłonięte od wiatru miejsce :)
Zaś po kilku dniach, czas opuścić Borghetto Santo Spirito i ruszać dalej. Póki co, to Trenitalia nie zawodzi, no chyba, że jesteście czepialscy i standardowe kilka, czy też kilkanaście minut spóźnienia wam wadzi :)