Tak to jest jak się zostawi mopsa samego w kamperze. Zaraz ładuje się na kanapę, bądź fotele. Choć nie narzekajmy, można powiedzieć, że pilnuje dobytku.
Okolice miejsca pracy :) W tygodniu mieliśmy wielką burzę z gradem, więc pewnie maki już tak ładnie nie wyglądają :( Kamperem miotało jak łajbą na morzu. Ucierpiały także winorośle. Na naszych polach sporo krzaków zostało zniszczonych. Taki już los winiarza.
Po pracy najlepiej relaksować się przy traktorze. No, może być też inna maszyna rolnicza :)
Ratatuj w naszym wydaniu. Skalaliśmy go jednak marchewką.
Zeszłopiątkowa impreza. Lały sie wina i szampany. Oj, lały. Szef nasz tak się rozochocił, że zaczął przynosić coraz starsze roczniki. Skończyliśmy na 24 letnim Chablis, które upędził jako pierwsze wino w życiu mając 12 lat. Skończyliśmy o trzeciej. Na zdjęciu, od lewej: ja (właśnie przeżuwam, stąd ta mina :), Corin, Sylvie, Jean- Louis (szef wszystkich szefów, głowa rodu), Jean- Christophe z żoną i dzieckiem (nasz dowódca :)) i na koniec Honza, czyli nowy Czech.
Druty, druty, druty. Kilometry drutów, które tylko czekają by je podnieść :)
Mieliśmy też przyjemność etykietować szampana. Meldujemy, że nie stłukliśmy ani jednej butelki :)