Wczoraj przeżyliśmy dzień jak ze złego snu. Narzekanie na polskich kierowców w tym wypadku jest nie na miejscu- tu jest prawdziwy, że tak młodzieżowo powiem- hard core. Jak szybko by człowiek nie jechał, to i tak jest za wolno, a przy drodze krzyżyk na krzyżyku.
Ale do rzeczy, pierwszą noc w Rumunii spędziliśmy w Oradei, w samym centrum (już coś o tym wspominaliśmy w poprzednim wpisie), a teraz dołączymy zdjęcia :)
Jest to niezmiernie urokliwe miasto z bardzo dobrze zachowaną starówka i życzliwymi ludźmi (Didol to potwierdzi).
Po niezwykle miłej i hałaśliwej nocy w Oradei udaliśmy się do Cluj-Napoka (w planie mieliśmy tam nocleg, ale jakoś wyszło inaczej). Po szybkim zwiedzaniu tegoż miasta, udaliśmy się w kierunku Alba-Julia - niestety też nie zostaliśmy tam na noc, gdyż odbywał się jakiś mecz i kiboli było co niemiara (a tzn. cisza w nocy była wykluczona). Pojechaliśmy więc dalej, do miasta Sybin i to okazało się strzałem w dziesiątkę- nocleg na parkingu strzeżonym za ok. 7 zł/ doba i to pod samym Rynkiem.
A to mijane po drodze cygańskie rezydencje.
Na upały najlepsza jest coca- cola- Didol coś o tym wie :)
Dzisiaj zatrzymaliśmy się w "Perle Karpatów"- mieście Sinaia u podnóża góry Omul (2506 m.n.p.m.) i jak na razie jest ok. To znaczy śpimy na parkingu pod jakimś hotelem i łapiemy darmowy internet.
A na osłodę przemiła pasterka :)