Pierwszą ofiarę dopadliśmy wysoko na zboczu jednego z okalających Cerianę wzgórz. Co prawda widok piękny, a do pustelniczej sadyby przylega nawet zadbana winnica, lecz dojazd tam to już zadanie dla małego Fiata Pandy 4x4.
Wąska serpentyna pnie się wytrwale pośród skał ku górze. Do tego brak wody zimą. Ofertę pominęliśmy wymownym milczeniem.
Kilkaset metrów dalej, czyli w tej samej okolicy, znajdował się kolejny domek, też całkiem przyjemny, lecz niestety obciążony tym samym balastem w postaci niedoborów wody oraz skomplikowanego dojazdu. Niet.
Wizytowaliśmy też inne cacuszka. W stylu tego powyżej. Niektóre już zamieszkałe (szerszenie nie pozwoliły nawet zbliżyć się do drzwi), inne okupowali lokatorzy w postaci maszyn rolniczych, czy też ogromnych pająków. Grazie. Tak na marginesie, te jasne krzaczory, to uprawa eukaliptusa. Nie żeby bytowały tam wygłodniałe misie koala. Po prostu obcina się młode gałązki i sprzedaje do kwiaciarni, gdzie dodają je do wiązanek.
W końcu, podczas kolejnego spotkania, znaleźliśmy coś, co nas naprawdę zainteresowało. Ładny, całkiem zadbany domek otoczony winniczką. Po puszczeniu swobodnie wodzy fantazji już widzieliśmy siebie jak...
...pracujemy w ogrodzie...
...pijąc poranną kawę oganiamy się od komarów na przestronnym tarasiku...
...czy też, podczas chłodniejszych dni- rozpalamy w kominku. Do tego jedyne dziesięć kilometrów do San Remo i tym samym- morza. Po gruntownych oględzinach byliśmy gotowi złożyć ofertę, co też na drugi dzień uczyniliśmy.
Tego samego dnia wizytowaliśmy jeszcze klika innych nieruchomości. Nie wzbudziły naszego zachwytu, więc zdjęcia zamieszczamy jedynie z kronikarskiego obowiązku :)
Po złożeniu oferty oraz sporym zbiciu ceny, udaliśmy się na konsultacje, do mieszkającej w okolicy Polki, która również zajmuje się handlem nieruchomościami. Jak przystało na prawdziwą kobietę pracującą, nie poprzestaje jedynie na tej aktywności. Wynajmuje również domy wakacyjne turystom...
...oraz hoduje osły :)
Zamieszkuje zaś w tej zagubionej pośród oliwnych gajów wiosce. Po długiej rozmowie, doszliśmy wspólnie do wniosku, iż wybrana przez nas sadyba nie jest wcale taką złą opcją, by ulokować tam ciężko zarobione franki. Skontaktowaliśmy się więc ponownie z naszą agentką, by jeszcze raz zobaczyć dom i przyklepać ofertę. Wszystkiemu towarzyszyły oczywiście nieprzespane noce oraz pojawiające się lawinowo siwe włosy. O tym jednak w kolejnym poście :)