Kontynuując w tym pesymistycznym tonie, nie będziemy pewnie oryginalni, jeżeli napiszemy, że ostanie miesiące to taka emocjonalna kolejka górska. Wygrzebujemy się z dołka, wspinamy mozolnie do góry, już się nam wydaje, iż sięgamy słońca, już jego promienie otulają nas swym ciepłem, by po chwili znów runąć stromizną w dół.
Komo zaś jest tak zsynchronizowany z naszymi emocjami, tak wszystko wyczuwa, że chcąc nie chcąc towarzyszy nam w tej szalonej rollercoasterowej przejażdżce.
Do tego ta nieprzewidywalna, zmienna pogoda. Wczoraj dwadzieścia stopni i tym samym opalanie na balkonie. Dziś dla odmiany dwa, a do tego rzęsisty deszcz. Całości dopełnia nocny przymrozek, ot tak dla pełnego urozmaicenia.
Kiedy tylko aura dopisuje, to próbujemy urządzać sobie małe wycieczki po okolicy, by poodkrywać nieznane nam dotychczas, wcale nie tak odległe atrakcje.
I musimy przyznać, że jest to najlepsza terapia na wszelkiej maści doły oraz spleeny. Zacytujemy tu może fragment jednego z pierwszych wpisów jaki zamieściliśmy na tym blogu, który chyba najlepiej oddaje nasz stan ducha: ...Właściwie, tak naprawdę, to zawsze pragnęliśmy podróżować. Tylko z daleka od domu, podczas włóczęgi człowiek budził się z uśmiechem i ciekawością co przyniesie dzień. Czy koniecznie trzeba gonić za większym mieszkaniem, nowszym samochodem i wyższą pensją?...
Zakończymy więc ten odrobinę melancholijny tekst tym akcentem z przeszłości. Niech podobnych chwil będzie jak najwięcej!