Ostatni rok (z wiadomych przyczyn) sprawił, że wśród wielu ludzi wzrosło turystyczne zainteresowanie najbliższą okolicą, własnym miastem, czy też krajem. Niektórzy nie mogąc podróżować w odleglejsze miejsca, co było następstwem ograniczeń w przekraczaniu granic, lataniu etc. ustanowili w swoich głowach granice, które prawdopodobnie tak szybko nie runą (o ile w ogóle). Pewnych zmian nie da się cofnąć, tak samo jak postępu.
Jeżeli chodzi o aspekt włóczykijski, to z nami było podobnie. Jako, że od niemal siedmiu lat mieszkamy w Niemczech, w okolicy Jeziora Bodeńskiego, to zaczęliśmy odkrywać położone wcale nie tak daleko miejsca, które przegrywały dotąd z Włochami, czy Hiszpanią.
Jeżeli zaś pogoda nie dopisuje, to pleciemy. Lepsze to niż gapienie się w komórkę. Ktoś coś dodał... o komentarz, o nowa fotka, ten to ma lajków, a ta dupom świeci. Coraz bardziej przeraża nas wzrastająca technologizacja społeczeństwa i tym samym świata. Chyba jesteśmy już starzy. Czas odejść do lasu, umościć sobie jakąś wygodną jaskinie i żyć tam sobie spokojnie, unikając ludzi oraz żywiąc się mchem, czy też sosnowym igliwiem.
Być niby ten bocian, który notabene postanowił zostać naszym nowym sąsiadem i wije sobie właśnie gniazdo na telefonicznym słupie za strumykiem.
To zaś wspomniane wycieczki, a bardziej cyfrowa pozostałość po nich. Mamy w okolicy kilka wygasłych wulkanów, które pozbywając się leniwie lawy rosły sobie z czasem. Dotąd byliśmy zaledwie na dwóch z nich, teraz nadrabiamy zaległości i zdobywamy kolejne.
Jest też wspomniane na początku jezioro. W naszym życiu woda cieszyła się zawsze priorytetowym traktowaniem. Dlatego też, jeżeli tylko pogoda pozwala ruszamy pomoczyć cielska, czy też po prostu pogapić się w mokrą toń.
Zaraz po stanie ciekłym naszym kolejnym protegowanym jest stan promienny. Staramy się korzystać nawet w zimie. Oczywiście bez filtra. Wiadomo, prawdziwi twardziele palili tylko Popularne, ewentualnie Radomskie.
Póki co, tłumów nie ma :)
Podczas eksplorowanie leśnych kniej natrafiliśmy na takie oto dzieło sztuki. Jakiś niczego nieświadomy przedszkolak dokonał naszego portretu na desce. Tylko co robi tam ten słodki bąbelek. Mamy nadzieje, że nie jest to jakieś jackowskie proroctwo. Choć, może lepiej żeby było, bo chłop rzadko trafia ;)
Jeszcze tylko kilka widoczków...
...i dobrnęliśmy do końca. A tam na wszystkich wytrwałych czytelników czeka taka oto wspaniała nagroda w postaci pięknych tulipanków.