Świecące intensywnie słońce musiało odrobinę uprażyć nam gąbczastą tkankę podczaszkową bo zdecydowaliśmy się na nie lada szaleństwo i pierwszy raz stanęliśmy na płatnym postoju-kempingu. Do luksusów należą tu toalety, elegancki serwis dla kamperów oraz nawet prąd :)
Prawdziwy plac zabaw dla kamperowców.
Postanowiliśmy ulżyć w ich ciężkiej
doli i odciążyć biedne drzewka grejpfrutowe oraz pomarańczowe.
Owoc oblepia je gęsto, a chętnych do jego zbioru brak. W tym
momencie wchodzą do akcji, bądź co bądź profesjonalni zbieracze
(czyli my :)) i haratają ile wlezie. Torba zapełnia się w iście
ekspresowym tempie i już po chwili jest pełna. Dorodne owoce cieszą
nasze oczy i zasmucają ramiona, bo ktoś tę torbę musi donieść
kilka kilometrów do kampera. Ale nic to ważne, że owoc darmowy i w
dodatku niepryskany, czyli BIO. Wszystkich, którzy myślą, iż
proceder ten zaśmiecił nasze sumienia i mamy związek z jakimś
niecnym czynem śpieszymy poinformować, że drzewka były posadzone
na miejskim parkingu i nikomu szkody nie wyrządziliśmy. Co więcej
"niczyje" cytrusy dzielą we Włoszech los naszych dzikich jabłek, czy
też śliwek. Nikt ich po prostu nie zrywa i dorodne owoce gniją
sobie wesoło dookoła pni. Za to w marketach kolejki do stoiska
warzywno-owocowego nie mają końca :)