Już po przeprowadzce. Trudno uwierzyć, że nie mamy już naszego wypieszczonego mieszkanka. Pewien etap w życiu zakończył się dla nas definitywnie. Za oknem nie słychać już ulicznego gwaru, dzwoniących głośno tramwajów oraz trąbiących samochodów, a w powietrzu nie czuć spalin. Od kilku dobrych dni regenerujemy nasze płuca małomiasteczkowym powietrzem, a żołądki ekologiczną zieleniną wprost z ogródka rodziców:) Jako, że seniorzy szaleją na dancingach w Ciechocinku mamy cały dom dla siebie. Łuskamy fasolę, trzemy cukinie na placki (pycha!), obrywamy pomidory oraz pieczemy chleb. Zbieramy siły przed winobraniem, na które wyruszymy już w przyszłym tygodniu. Jak to mamy w zwyczaju będziemy powoli zmierzać do celu, zwiedzając przy tym co ciekawsze miejsca. Same zbiory powinny zacząć się pod koniec września i potrwać przez około miesiąc. Przyda nam się trochę ruchu, bo póki co to jedynie uzupełniamy warstwę fasolowego tłuszczu :)
Na zdjęciu poniżej cukiniowo-marchewkowe placuszki wprost z patelni.
Powyżej żytni chlebek na zakwasie z własnej produkcji pastą sojową i regularnie obsikiwanym przez Didka
szczypiorkiem :)
Na koniec zaś jajeczno-pieczarkowe kotleciki :)