środa, 8 stycznia 2025

Vamos a la Vera Playa!

Nasz teleportacja do Hiszpanii nie przebiegła tak gładko jak w filmach z gatunku science-fiction i zamiast znaleźć się tam w ułamku sekundy, potrzebowaliśmy całych trzech dni jazdy. Tak to już jednak bywa, kiedy jest się przywiązanym do tradycyjnego środka transportu, jakim jest samochód, a dodatkowo nie ma się skłonności do pokonywania kilkunastogodzinnych tras późno w noc. Podróż podzielona na niemal siedmiusetkilometrowe odcinki, to już górna granica optimum, jaką są w stanie znieść nasze niemal już emeryckie plecy. Tak, tak, w tym wieku, nie ma żartów, żadne przelewki. No i na siusiu ciągle trzeba się zatrzymywać.

Szwajcarię przelecieliśmy niczym strzała, wystrzelona z gibkiego łuku Apacza. Mróz ustępował z każdym przejechanym na zachód kilometrem, a i słońce poczynało sobie coraz śmielej na nieboskłonie.

W końcu dotarliśmy do Bollene. Jest to jedna z pierwszych prowansalskich miejscowości, dlatego też mieszkańcy zwą ją dumnie bramą tejże.

Francja, jak to Francja. Człowiek od razu wie, gdzie się znalazł. Widać to zarówno po architekturze, ludziach, bagietkach wyzierających zza każdego niemal rogu, a nawet psach (a konkretnie ich trawiennych pozostałościach na chodnikach). Mimo wszystko- uwielbiamy ten kraj, co wcale nie przeszkadza w tym, że nigdy w życiu nie chcielibyśmy tu zamieszkać na stałe.

Adieu mon amour!

Hiszpania natomiast, pomimo naszych gorących uczuć, które do niej żywimy, przywitała nas dosyć chłodno. Pireneje spowijała gęsta mgła, a samochodową szybę poczęły zraszać coraz liczniejsze krople deszczu.

Wszystko to jednak minęło dosyć szybko, a woda w niebie zamieniła się w tę w morzu. Dojechaliśmy na kolejny nocleg do wypełnionej blokami szkaradki, zwanej Oropesa del Mar.

Jeśli tylko człowiek nie odwracał się tyłem do fal, to było całkiem ładnie. Czemu ludzie czynią światu takie rzeczy? Wiemy, wiemy, nie jesteśmy dziećmi- dla pieniędzy. Ale dlaczego ktoś decyduje się dać zarobić im tę kasę oraz zamieszkać w takim zgromadzeniu potworków?- tego już nasze umysły nie są w stanie pojąć.

Ach ten widok z balkonu. 

Po niecałych dwóch tysiącach kilometrów dotarliśmy w końcu do celu. Wschodnia Andaluzja, prowincja Almeria, to region, w którym spędzimy najbliższe dwa miesiące.

Pierwszy z nich na golasa w miejscowości Vera Playa, a drugi kilkanaście kilometrów dalej na zachód.

Nasza dzielnia, nasi sąsiedzi, nasze palmy. Nie ma to jak w domu :)