Gdyby ślimaki potrafiły pisać, jeśliby ich przystosowane jedynie do pełzania, oślizłe ciałka dysponowałyby czymś w rodzaju kończyn, to podczas ostatnich dni, a nawet tygodni powstałyby zapewne najwspanialsze dzieła mięczakowatej literatury. Utwory te przewyższałyby wszystko, co zrodziłby do tej pory ich oślizły gatunek. Chwaliłyby najcudowniejszy z okresów w dziejach. Czas, w którym woda lała się z niebios bez ustanku, a osadzone na wydatnych czułkach oczy nie były w stanie odróżnić rzeczywistości od snów. Czy ktoś aby nadepnął przypadkowo na mą delikatną skorupkę i trafiłem do raju, a może jednak eden nastał na ziemskim padole? Czy możliwe jest, że niebo spłynęło na ziemię, tworząc tym samym ślimaczą utopię? Takie i zapewne wiele innych pytań kołacze się obecnie w jaźniach tych gumowatych brzuchonogów.
Więc żeby nie trzymać ich w nadmiernej, zupełnie niepotrzebnej przecież niepewności, śmiemy donieść, iż drogie muszlowce nie umarłyście, jeszcze nie czas na spotkanie ze stwórcą (nie dotyczy to tych osobników, które nad wyraz często wydają z siebie ostanie chrupiące tchnienie pod podeszwami naszych kaloszy). Los jest dla was nad wyraz łaskawy, a niebiański kran wcale nie zamierza się zatkać, stwórca nie garnie się do zakręcenia kurka. Póki co ślimacza fiesta trwa więc w najlepsze, a wesołe pełzanie odbywa się w iście karnawałowym stylu.
Wiemy, że dla Was przebywających w iście śródziemnomorskiej Polsce, jest to niemal nie do wyobrażenia, ale naprawdę chmury uwzięły się na Alpy i wcale nie mają zamiaru się rozejść. Znani ze swej chciwości oraz zachłanności Szwajcarzy nie są skorzy do tego, by dzielić się drogocenną wilgocią z kimkolwiek.
Dlatego też, podmuchujemy od czasu do czasu przez ramię, aby i do Was dotarła w końcu odrobina życiodajnej wilgoci, by los ulżył i biało- czerwonym, nadwiślańskim ślimakom.
Wy z kolei złóżcie usta w dzióbek i dmijcie w naszą stronę. A nuż Wasz wspólny wysiłek się na coś przyda, może uda się osuszyć odrobinę nasz zarobkowy znój :)