Położony na południu Francji, w rozsądnej odległości od morza (to znaczy takiej, która nie powoduje, że nawet w szczycie sezonu są tam tłumy), pośród bezmiaru śródziemnomorskiej zieleni naturystyczny kemping La Genèse wprawił nas w zachwyt. Może nawet nie on sam, lecz wszystko to, co znajduje się dookoła. A cóż to takiego? No właśnie nic! Wspaniałe nic, które ciągnie się kilometrami w każdą ze stron świata. Brak ludzi, samochodów, hałasu oraz innych wytworów cywilizacji. Nawet zasięgu komórkowego nie ma.
Spokój o poranku.
Spokój za dnia.
Oraz błogi spokój w nocy. Tylko my rozpuszczeni w przyrodzie.
Zaś za wygody musiał nam wystarczyć namiot oraz mikro kuchenka.
Oczywiście mieliśmy dostęp do toalety, prysznica oraz prądu (chwała ci farelko, rozgrzewająca towarzyszko jeszcze mocno chłodnych, kwietniowych nocy!).
Natomiast kemping, poza tym, co niezbędne dla takich jaskiniowców jak my, dysponuje prawdziwymi luksusami. Jest basen (po co to komu ta chlorowana kałuża, skoro jest rzeka?), sauna, sklepik, restauracja, bistro i inne tego typu cuda. Widzieliśmy nawet budynek mini dyskoteki. Lecz, jako że mamy dopiero wiosnę, to przybytki te nie funkcjonują jeszcze pełną parą. I całe szczęście :)
Zresztą sam przeznaczony do biwakowania teren jest ogromny. Są miejsca pod namioty i kampery/przyczepy. Są liczne, rozsiane po górskim zboczu różnej maści domki. Wyczytaliśmy gdzieś, że przybytek ten dysponuje ponad siedmiuset miejscami noclegowymi. Jak jednak liczyć osoby mieszkające w płóciennych wigwamach? Przecież może bytować tam zarówno jedna, jak i dziesięć dusz na jednej parceli. Tak, czy inaczej przestrzeni jest pod dostatkiem.
No i ta przyroda. Naprawdę okoliczna natura zachwyciła nas tak, jak już dawno żadne z odwiedzonych miejsc. Otaczające La Genèse pagórki poprzecinane są licznymi pieszymi szlakami (które z racji odludnego położenia można przemierzać bez odzienia), prowadzącymi do przeróżnych skalnych tworów. Wędrując napotykamy rozmaite groty, skalne urwiska...
...dzikie plaże...
...kamienne katedry...
...oraz zapierające dech w piersi widoki.
Choć opuściliśmy to miejsce dopiero wczoraj i wciąż jeszcze jesteśmy we Francji "na wyjeździe", to już jest nam smutno. Tęsknimy za "naszymi" jaskiniami, plażą, rwącą rzeką oraz widokiem z namiotowego okna.