Dość już tej zimy wstręciuchy, dość chłodów, dość śniegu, koniec z przeszywającym zimnem! Wydawałoby się, że są to jedynie pobożne życzenia i nigdzie nie zaznamy już ciepła ani pieszczącego skórę delikatnymi promieniami słońca. Otóż nie. Zawsze przecież można polecieć na Dominikanę, do Egiptu, czy też do innej Tajlandii. Niestety my, jako osoby kochające ekologię i tym samym redukujące swój ślad węglowy, a tak naprawdę stroniące od latania z powodu dzielenia gospodarstwa domowego z czworonogiem, musimy wybrać lokację osiągalną samochodem. Dodatkowo na dachu którego zamontowany jest namiot- a nóż uda się trochę pokempingować. W tym przypadku w kontynentalnej Europie nie pozostaje nam nic innego poza Hiszpanią. No to w drogę.
Na trasie jeszcze krótki noclegowy przystanek w okolicach prowanslaskiego Orange...
...i już wjeżdżamy na iberyjską ziemię.
A tutaj wita nas błękit pomieszany z zielenią...
...oraz pierwsze kwitnące już drzewa. Nie ma co- wiosna wisi w powietrzu.
Natomiast palmy zielenią się przez cały rok. Nie ma się im co dziwić, jeśli spojrzymy na nieskończony błękit ponad ich liściastymi pióropuszami.
Witaj plażo, dzień dobry morze, jak się masz Miguelu! Żegnajcie natomiast kurtki, rękawiczki oraz czapki. Jesteśmy na swoim miejscu.