Vera Playa to
miejsce szczególne na naturystycznej mapie nie tylko Hiszpanii, ale i
całej Europy. Zarówno ze względu na swoją historię, jak i na samą charakterystykę miejscowości. Nie jest to bowiem odizolowana, zamknięta
enklawa, gdzie wielbiciele życia bez ubrań mogą oddawać się swojej
pasji, niejako odcięci od reszty świata. Tutaj jest zupełnie inaczej,
gdyż nie istnieją żadne bariery, nie ma ochrony, kontroli, czy innej
formy oddzielania amatorów równej opalenizny od osób przypiekających
się w paski.
Naturystyczna część Very to najzwyczajniejsza na świecie
dzielnica z ulicami, chodnikami, barami i całą tego typu miejską
infrastrukturą. Jeżdżą samochody, zatrzymują się autobusy, a bary
serwują kawę, czy też zimne piwo. Jedyna różnica jest taka, że wszędzie
spacerują nadzy ludzie. Wyprowadzają psy, wyrzucają śmieci lub też idą
na plażę. Pełna wolność. Nic nie trzeba, ale wiele można. Oczywiście na
terenie zamkniętych osiedli, czy też hoteli obowiązuje wręcz nakaz
poruszania się bez odzienia, jednak cała przestrzeń pomiędzy nimi jest
dostępna dla każdego. Samemu trzeba zdecydować, czy podczas urlopu mamy
ochotę prać bieliznę, czy może rozstaniemy się z nią na jakiś czas
zupełnie.
Jak w ogóle jest to możliwe, skąd wzięło się to miejsce, jaka historia się za nim kryję? Otóż, nim stanęły tu te wszystkie ogromne zabudowania oraz wykopano baseny, nim wyasfaltowano drogi i zbudowano całą niezbędną do turystycznej aktywności infrastrukturę- nie było tu zupełnie nic. Do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku znajdowała się tutaj jedynie ogromna plaża, która to zyskiwała coraz większą popularność wśród okolicznych naturystów. Następnie poczęli przybywać coraz liczniej wielbiciele golasowania z innych części Europy, powstał pierwszy kempingi, pierwszy ośrodek z apartamentami (w którym nomen omen właśnie zamieszkujemy), potem hotel, kolejne osiedla, sklepy oraz restauracje. Tak właśnie dotarliśmy do współczesności, gdzie Vera Playa dysponuje jakimiś dwoma tysiącami mieszkań/domów/apartamentów.
Oczywiście nic z tego nie było by
możliwe bez panującego tutaj, szczególnego, półpustynnego klimatu.
Słońce świeci niemal cały rok, a i w środku zimy plażę zaludnia mały
tłumek. Tak, tak mamy właśnie styczeń, a my smażymy się na rozgrzanym
piachu, zażywając od czasu do czasu morskich kąpieli. Co prawda
temperatura wody oscyluje wokół 15 stopniu Celsjusza, ale ten kto
spędzał letni urlop nad Bałtykiem wie, że nie jest to aż taka zimna toń,
jak mogłoby się wydawać. Dlatego też nie wahajcie się dłużej,
rezerwujcie czym prędzej lot do pobliskiej Almerii i wpadajcie wytworzyć
trochę witaminy D.