Z kilku powodów padło na Karlowe Wary. Po pierwsze- jeszcze nigdy nas tam nie było, po drugie- nie trzeba było znacznie zbaczać z trasy, po trzecie- pogrzebaliśmy pobieżnie w internecie i to co tam wynaleźliśmy przekonało nas w pełni.
Poza tym, któż nie słyszał o tym uzdrowisku, o tym kurorcie pierwszej europejskiej kategorii.
Szyku na tutejszym deptaku oraz w licznych pijalniach wód zadawali najwięksi i najmożniejsi ze swych epok.
Bywali tu carowie, królowie, arystokracja mniejszego oraz większego formatu...
...przemysłowcy, aktorzy, naukowcy...
...pisarze, poeci, aktorzy...
...operowe śpiewaczki, filozofowie oraz naukowcy.
Nie zabrakło także różnej maści, czy też ideologicznych opcji polityków. Oraz oczywiście nas :).
Miasto wciąż wypełnia międzynarodowe towarzystwo oraz wielojęzyczny gwar. Z silnym wskazaniem na język rosyjski, który płynie chyba z największej ilości ust. Są też skrobane cyrylicą reklamy, restauracyjne menu, dedykowane im sklepy, czy restauracje. Co tu się więcej rozwodzić- Ruskie opanowały kurort i żadne unijne sankcje nie zdają się ich odstraszać. Więc jeśli kogoś sytuacja ta przyprawia o nerwowe drżenie, to lepiej niech tu nie przyjeżdża. Wszyscy inni, niech naszym przykładem nadkładają kilometrów, a nawet wpadają specjalnie na dłuższy wypoczynek. Naprawdę warto.
Pozadawać szyku na deptaku nigdy nie zaszkodzi, a i okoliczna przyroda w postaci porosłych gęstym lasem górek zachęca do aktywności. No i, sącząc leniwie wodę, można podreperować zdrowie. W końcu to uzdrowisko zdecydowanie dużego formatu. Próżno szukać takich w Polsce, a i w Europie nie ma wielkiej konkurencji.
Skoro zaś mowa o nadwiślańskiej krainie, to kolejną z przyczyn naszej obecnej wizyty był on: Wild Land Voyager Pro- co w wolnym tłumaczeniu brzmi mniej więcej tak: nasz nowy samochodowy domek. Pojutrze, po niecałych dwóch tygodniach spędzonych w Trzebnicy oraz sąsiednim Wrocławiu pakujemy nasze chude dupska na siedzenia i ruszamy z powrotem na zachód. Z wyraźnym południowym odchyleniem. Do napisania!