niedziela, 25 czerwca 2023

Hip hip hura, weekend ist da!

Hip hip hura, weekend ist da!- zakrzyknęliśmy z niemiecka pełnymi radości głosami w piątkowe popołudnie, a konkretnie w momencie, kiedy wskazówki wiszącego przy wejściu do firmy zegara, zaczęły powoli zbliżać się do godziny osiemnastej. W planach na weekend mieliśmy słodkie nieróbstwo w postaci leniwego polegiwania na kanapie oraz popijania zimnego browara w nadmiernych ilościach- po prostu pełna cielesna pasywność. Wyszło jednak inaczej i zamiast regenerować styrane pracą obolałe członki, postanowiliśmy potrenować je jeszcze odrobinę, co się będą lenić. To Szwajcaria, nie ma obijania, nie ma litości!

W sobotę wybraliśmy się więc ponownie nad Klöntalersee. Wizytowaliśmy je już dwa tygodnie temu i tak nam się spodobało, że postanowiliśmy zawitać tu ponownie. Tym razem na celownik wzięliśmy, niedostępny dla samochodów, jego bardziej dziki, wschodni brzeg.

O ten właśnie.

Oczywiście, po intensywnej penetracji szlaków, nie mogło obyć się bez zasłużonej kąpieli.

Kolejny dzień, kolejna przygoda. W niedzielę pomimo zdecydowanej awersji do miejskiego życia, wzięło nas na takie, przepełnione cywilizacją klimaty i wybraliśmy się do nie tak dalekiej Lucerny.

Stolica kantonu o tej samej nazwie położona jest nad urokliwym Jeziorem Czterech Kantonów. Kombinacja starówki, błękitu jeziora, nieba w podobnym odcieniu oraz zamykających całość Alp naprawdę robi przysłowiową robotę. Zdecydowanie warto tutaj zawitać. Zresztą nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, co wyraźnie ukazywały gęsto wypełnione turystami z całego świata uliczki.

Jeśli jest woda, to nigdy nie możemy odmówić sobie skorzystania z jej uroków.

Miasto jest naprawdę urocze. Pełne zabytkowych budowli oraz wypełnione specyficznym "wakacyjno-wyluzowanym" klimatem. Nad osadą dominuje majestatyczny górski masyw Pilatus (2137 m n.p.m.)

 Zresztą to przecież Szwajcaria, więc gór nie brakuje.

Na koniec kilka migawek z pracy. Na pierwszy ogień idą wierne towarzyszki winniczej niedoli, czyli krowy.

Następnie kilka widoczków z "biura".


To zaś aktywność, która głównie wypełniała nam miniony tydzień.

Nie ominęła nas także piątkowa delegacja do niemal odciętego od świata Quinten.

Tego dnia najszczęśliwszy był Komo, gdyż może się tam porządnie wyszaleć. Dodatkowo na miejscu czeka na niego psia koleżanka. 

To by było na tyle. Jutro znów poniedziałek, więc tym samym nie znający litości  budzik wyrwie nas wczesnym rankiem ze snu. Ach te Franki, ktoś je w końcu musi zarobić :)