Jedni z biurowych okien maja widok na ulicę, jeszcze inni na okoliczne wieżowce, a co bardziej hojnie obdarzeni przez los- na park. Zaś powyższa fotka to nasze widoki z "biura". Co prawda rzadko kiedy w tygodniu pracujemy w tym samym miejscu, ale zawsze towarzyszy nam zieleń, a i krowy są częstymi "współpracowniczkami". Choć, jak wiadomo, tylko w serialach TVN jest zawsze różowo, a prawdziwe życie nie zawsze odpowiada telewizyjnym telenowelom. Tak jest też w naszym przypadku. Pomimo całego piękna przyrody na wypłatę trzeba zarobić ciężką pracą. W tym tygodniu zaczynaliśmy ją tuż po szóstej rano, więc musieliśmy wstawać niedługo po piątej. Z powrotem w pokoju byliśmy zaś przed szóstą wieczorem. Cóż, nie ma się co rozpisywać i pojękiwać- lekko nie było.
Dobrze, że do jeziora mamy przysłowiowy "rzut beretem". Fajnie, mimo całego styrania, wybrać się na piątkowy zachód słońca.
Długi weekend (poniedziałek jest wolny, zarówno w Niemczech, jak i w Szwajcarii) postanowiliśmy spędzić w domu. Nie ma to jak gęsto okalające naszą wioskę lasy...
...oraz lokalne piwko. Nie tylko ten chmielowy trunek w naturze smakuje o wiele lepiej niż na kanapie. Wychodzi na to, że powoli zamieniamy się w stroniących od bliźnich, bosych, leśnych hipisów. I w sumie, dobrze nam z tym :)