Wiecie, że jest na świecie taki naród, który żyje tylko po to, aby pracować, a nie odwrotnie? Zamieszkuje on samo centrum Europy, zaś wolny czas spędza na pucowaniu Ferrari, czy też innego Bentleya. Podczas, gdy inne nacje dążą do tego, by kiedy osiągną pewien stopień finansowego dobrobytu, coraz mniej czasu przeznaczać na zarobkowanie, to Szwajcarzy mają zupełnie odwrotnie. Im więcej posiadają, tym bardziej skupiają się na pracy. No, ale ktoś na te wszystkie luksusy zarobić musi :)
W Szwajcarii, przynajmniej w zamieszkiwanym przez nas obecnie kantonie Schwyz (może Italo, czy też Francuzo- helweci mają inaczej), normalny tydzień pracy obfituje w pięćdziesiąt produktywnych godzin. Dopiero każda kolejna liczy się jako nadgodzina i jest ekstra płatna. W międzyczasie jeszcze przerwa na obiad (oczywiście niepłatna) i tak mija kilkanaście godzin poza domem.
Przez kilka lat zarobkowaliśmy też we Francji, a tam- trzydzieści pięć godzinek w tygodniu i laba. Czasem nawet jedynie przez cztery dni w tygodniu :)
Całe szczęście, chociaż weekendy są wolne, mamy więc czas pozwiedzać odrobinę okolicę i ten, co by nie mówić- piękny kraj.
I dać odetchnąć, zakutym na co dzień w alpinistyczne kamasze stopom.
Po, jak zawsze za krótkim weekendzie, czas wracać do pracy...
....całe szczęście chętnych do pomocy towarzyszek nie brakuje.
Wiecie, że w Szwajcarii krowy przez określone dni w miesiącu muszą przebywać na zewnątrz? Tak, tak, bez wyjątku. Jak widać, w tym przypadku pieniądze nie są najważniejsze.
Te tutaj maja nawet rogi, co nie jest już tak tak oczywiste w masowej hodowli.
Jako roślinożercy nie będziemy tu piać peanów na cześć hodowców rogacizny, musimy jednak przyznać, że zwierzaki nie mają tutaj, aż takiego strasznego życia, jak w innych państwach.
Więc, jeżeli już nie wyobrażacie sobie egzystencji bez mięsa, czy też mleka, to wiecie co robić :) Najlepiej zaś pójść naszą drogą i zacząć żywic się w pełni roślinnie. Jak widać sił nam nie brakuje, a niejeden mięsożerca z trudem nadąża za nami na winnicy. Go vegan!