Krótka przerwa w pracy niestety już prawie za nami i w poniedziałek, pełni chęci oraz wigoru zaczynamy winobranie. Nim to się jednak stanie zabierzemy Was na krótką wycieczkę w przeszłość, a konkretnie do Polski.
Jednak zanim wyruszymy, jeszcze krótka wizyta w Szwajcarii. Przed naszym wyjazdem do domu wzięliśmy udział w firmowej imprezie. Było pływanie taką oto krypą, plażowanie, biesiadowanie, obżarstwo i ogólne opilstwo. Czyli, mówiąc krótko, udane pożegnanie ;)
Resztę wieczoru niech lepiej spowije dyskretny mrok. Rozjaśniając go odrobinę możemy jedynie powiedzieć, że lud szwajcarski nie stroni od procentów oraz dobrej zabawy. No już, cii...
Z powodów czasowo-logistyczny kamper został pod domem, a my ruszyliśmy do Polski pociągiem. Jako zasadniczy cel przyświecało nam spotkanie z rodziną oraz pozostawienie Koma na okres zbiorów pod opieką rodziców. Na trasie, a dokładnie w pociągu stojącym na dworcu w Dreźnie, spotkaliśmy koleżankę z branży, z którą to spędziliśmy przyjemny wieczór w Zgorzelcu, tocząc zacięte dyskusje na tematy zawodowe ;) Powiemy tyle, powoli robimy się już za starzy na takie długie oraz intensywne, alkoholizowane dysputy.
Komo zresztą też.
W Polsce oczekiwał nas dawno niewidziany bratanek...
...(no dobra, nie tęsknił tak za nami, jak za Ryżym)...
...oraz rodzice. Kilka urlopowych dni minęło nam intensywnie i tym samym bardzo szybko.
Narodzinowani, na nowo wytatuowani, wylekarzowani i ogólnie ogarnięci możemy więc ruszać z powrotem. Jeszcze tylko pomachać najbliższym, otrzeć łezki po rozłące z Komem i czas wsiadać do pociągu.
Po drodze nocleg w Görlitz i przy okazji odrobina zwiedzania.
Naprawdę urokliwe to miasto. Nie omieszkajcie sobie wygooglować szczegółów :)
Cii...
Z naszej strony możemy napomknąć dla zachęty, że starówka nie ucierpiała podczas żadnej z ubiegłowiecznych wojen, więc jest co oglądać.
Po drugiej stronie rzeki pozostaje zaś Polska. Pa!