Po ponad dwóch tygodniach pobytu w Polsce opuściliśmy familię i ruszyliśmy nieśpiesznie w kierunku domu. Pobyt w kraju to dla nas zawsze mile spędzony czas. Rodzinne spotkania, dużo gotowania, wrocławskie wegańskie knajpki ... w tak krótkim okresie człowiek stara się zrobić jak najwięcej. Kamper zaś udał się do gabinetu odnowy mechanicznej, gdzie otrzymał kilka nowych części oraz pachnące jeszcze gumą, świeżutkie oponki.
Pierwszy postój tradycyjnie w Budziszynie. Jak widać nie tylko nas urzeka górująca na korytem rzeki, ulokowana na stromej skarpie starówka.
Po spacerze czas na kamperowy relaks. Komo zadowala się leżeniem na podłodze, a my raczymy się pysznym saksońskim piwkiem :)
Na parkingu komplet.
Następny punkt na naszej trasie to bawarskie Ansbach. Tu także nocujemy dosyć często. Tak jak w Bautzen parking jest darmowy i wyposażony w przyłącze elektryczne. Jest to dosyć istotne, bo jak wiadomo, farelka żywi się prądem :)
Tu także nie brakowało kamperków.
Wróćmy jeszcze jednak na chwilę do Polski ... Jako pamiątkę z pobytu w tejże zabraliśmy ze sobą nowe dziarki.
Jezioro Bodeńskie oraz symbolizujący weganizm mikser będą już z nami na zawsze. No, bynajmniej tak długo, jak zachowamy wszystkie kończyny :)
Na koniec jeszcze kilka fotek Koma, który to był niepodzielnym władcą trzebnickiego ogródka rodziców. Nie martw się Rudzielcu, niedługo może uda się nam znów tam zawitać!
Póki co zaś szykujemy się do dłuższego wyjazdu ku francuskiej ziemi. Nadchodzący weekend powinniśmy już spędzić wśród wielbicieli ud żabich oraz ślimaków :)