Po tygodniu wypełnionym ciężką pracą nadszedł, a z nim wolny czas i pytanie co by tu robić. Jako, że tuż za górą znajdują się Włochy, to postanowiliśmy wskoczyć w pociąg i udać się tam z wizytą. Wiadomo, w Italii słońce grzeje jakby mocniej :)
Po półgodzinnej jeździe pełni zapału do zwiedzania wysiedliśmy w krainie miłośników makaronu. Niestety, po drodze nie dane nam było zachwycanie się idyllicznymi alpejskimi widokami, bo większość trasy przebiegała tunelami.
Miejscowość do której przybyliśmy zwie się Domodossola i jest znana praktycznie każdemu Włochowi. A to dlaczego- zapytacie pewnie- czy jest tam aż tak pięknie? Faktycznie, to dosyć urokliwe miejsce, powód jest jednak odrobinę bardziej prozaiczny. Otóż we Włoskim alfabecie literka D przyporządkowana jest właśnie tej górskiej osadzie. Więc, kiedy chcemy coś przeliterować i dochodzimy do następczyni C, to mówimy D jak Domodossola :)
Włochy jak zwykle nie zawodzą. Do jakiejkolwiek dziury by człowiek się nie udał, znajdzie się mniejsza lub większa, ale zawsze piękna starówka ...
... którą przecinają wąskie uliczki ...
... do tego oczywiście słońce, opalanie ...
... i palmy ...
... piękne, zielone palmy! Ich nigdy dość. Godzinami możemy się ekscytować widokiem tych egzotycznych roślinek. Brakuje jeszcze tylko morskich fal, no ale cóż, na to musimy jeszcze kilka tygodni poczekać.
No i wszechobecne, zwisające z okien pranie :)
Pochodziliśmy, powzdychaliśmy, zrobiliśmy duuuże, a co za tym idzie ciężkie zakupy, wypiliśmy piwko na ryneczku i już trzeba było wracać.
Ciao Italio! Na pewno niedługo znów do Ciebie zawitamy.