- Wojna, Niemcy idą!- zrywam się z łóżka z krzykiem na ustach. Wojna!- budzę żonę, zrzucam z posłania mopsa. Ratujmy się!- biegam po domu w panice z szaleństwem w oczach.
- Jaka wojna, jacy Niemcy atakują? Przecież mieszkamy w Niemczech głupku- mądrzejsza połówka jak zawsze postrzega świat nieco trzeźwiej i realniej. Chyba już najwyższy czas odstawić alkohol- mówi.
- Bum, bum- rozlega się znowu...
- I co kobieto małej wiary, zwątpiłaś w męża, że alkohol, że zwidy jakieś. Wiem! jak nie Niemcy to pewnie Ruscy. Dawno już to przewidywałem! Wiadomo: Putin, Ukraina... Chwytam w dłoń wielki nóż kuchenny i wybiegam na zewnątrz bronić rodziny jak prawdziwy mężczyzna. I co? Co widzą me zaspane oczy? Nie czołgi, nie maszerujące w równym rytmie bębnów wojska, nie białe deliryczne myszki nawet... Ale wiele się nie pomyliłem, toż to idą Niemcy właśnie, sąsiedzi nasi drodzy normalnie o tej porze za ścianą śpiący. Paradują sobie wesoło w liczbie kilkudziesięciu i napieprzają w bębny bez litości. Nie mają zmiłowania dla nienawykłych do takich ekscesów nieboraków, czyli nas :). Nie wspominając nawet o przeżywającym właśnie po sylwestrową traumę mopsie Didku!
Tak to właśnie dane nam było zapoznać się z chlubną tradycją południowoniemieckich Ostatków, czyli Fasnacht. Tylko dlaczego o...no właśnie o której? Dziewiątej?- nie o tak długo to nie śpimy. Dobra, o ósmej może? Nie, po dwakroć nie! O szóstej rano, a nawet trochę przed :)
Gdy to piszę zabawa trwa nadal w najlepsze i jeszcze pewnie potrwa. Tak naprawdę to do Rosenmontag, czyli...pięć dni :)
Filmik nakręciliśmy już kilka godzin później podczas kolejnego przemarszu pod naszymi oknami.