Jako, że nasze zarobkowanie opóźniło się o kilka dni to mieliśmy okazję troszkę się pobyczyć i poczuć jak jakaś Rihanna czy inny Jay-Z. Ciepłe morze, basen na własność, palące słońce- czego chcieć więcej? Do minusów można zaliczyć tylko to, że za kilka dni trzeba było iść do pracy, no i piwo- niezbyt dobre piwo, ale tak to już jest jak się pije najtańsze :) Poza tym to w końcu Francja, wystarczy, że się znają na winie.
W następnych odcinkach zdradzimy kilka tajników produkcji tegoż specjału w której również braliśmy udział. Tak to już jest z tajnikami (dla miłośników kiełbasy polecamy wizytę w rzeźni, a dla wegetarian np. w piekarni, czy szklarni), że jak się je pozna to czasami odchodzi ochota na spożycie.
Wszystkie zdjęcia robione komórką, więc bez narzekań na jakość proszę :)
Fitou- mini starówka. Nasze piękne Fitou okazało się być taką dziurą, że nie jeździł tam żaden autobuso-pociąg, czy nawet stop. Z sąsiedniej miejscowości musieliśmy drałować pieszo.
Droga z kempingu do wioski.
Do morza mieliśmy niedaleko. Godzinka piechotą i już można się było opalać na złocistym piaseczku.
Wiadomo, tak to właśnie jest na tym zachodzie. Bogactwo i luksusy. Nawet prosty zbieracz ma domek z basenem :)
Męska część ekipy.
FIN