Każda mijająca minuta, każde bicie zegara oznaczające zmianę godziny przybliża nas do upragnionej wolności. Co prawda przed nami jeszcze zbiory, ale to za ponad miesiąc i tylko na kilka tygodni. Szybko minie, a co sobie człowiek podje winogron, to jego- ot taka owocowa premia. W naszych głowach zapadła już też decyzja, że nie będziemy przyjeżdżać do Freienbach na kolejny sezon. Sześć lat pod rząd to i tak już za dużo. Czas na zmiany, na nowe miejsca, innych ludzi, a może nawet odmienną branżę. Może nawet zrobimy sobie rok przerwy, by odrobinę przeorganizować życie. Ale o tym kiedy indziej, nie ma co zapeszać.
W sobotę zaś wybraliśmy się na kilkugodzinną przechadzkę po Zurychu.
Jak nie lubimy dużych miast, to w tym przypadku musimy przyznać, że największa ze szwajcarskich osad bardzo przypada nam do gustu. Jest wielkomiejsko, szykownie i "na bogato" ale jednocześnie bardzo spokojnie, wyluzowanie i tak "małomiasteczkowo". Z pewnością położenia nad jeziorem oraz niemal u stóp Alp też robi swoje.
Może i powoli żegnamy się z obecną firmą oraz miejscem zamieszkania, ale do Zurychu zawsze chętnie zawitamy ponownie.