W ostatnim wpisie zrobiło się dosyć poważnie i można wręcz powiedzieć, że zawiało odrobinę filozofią à la Paulo Coelho. Dlatego nie mądrzymy się już więcej i wracamy do lasu. Zaś konkretnie udamy się w okolice (a może bardziej ponad) miasteczka Omiš. Osada ta, położona nad ujściem rzeki Cetiny do Adriatyku, sama w sobie jest godna uwagi. Lecz tym razem damy jej spokój, muskając w pośpiechu jedynie starówkę i ruszamy w góry, na szlak.
A konkretnie, to wejdziemy na najwyższy szczyt masywu Omiška Dinara, czyli górę Kula.
Za towarzystwo mieliśmy Olę- autorkę projektu Bałkany według Rudej oraz jej męża Marka. Ruda zresztą była pomysłodawczynią całego wydarzenia i to głównie jej należą się nasze podziękowania za świetnie spędzony dzień.
Co prawda Marek po jakimś czasie porzucił nas dla roweru, który postanowił wtargać niemal na sam szczyt, a następnie zjechać skalną granią w usłaną kamieniami przepaść, ale i tak miło było go poznać.
Z Rudą zaś spędziliśmy całą wędrówkę, wymieniając się (w krótkich okresach pomiędzy łapaniem tchu) spostrzeżeniami na tematy przeróżne. Fajnie wiedzieć, że nie jesteśmy jeszcze takimi całkowitymi świrami i są na świecie osoby mające podobne zapatrywanie na wiele kwestii.
Zresztą miało być bez nadmiernego lania wody. Niech przemówią krajobrazy!
W oddali pyszni się Masyw Biokovo.
Przed nami zaś odrobinę bardziej strome podejście.
Jeszcze tylko rzut oka za siebie, na wyrastające z morza strome granie.
Oraz leżący u naszych stóp Omiš.
No dobra, ciężko nasycić się taką panoramą- jeszcze chwila.
I rozpoczynamy finalne podejście.
By drapać się wytrwale, coraz wyżej i wyżej pokonując nieprzyjazne stopom podłoże. W tym miejscu największe pochwały należą się Komo, czyli naszemu wiernemu psiakowi, który to pokonał całą trasę bez obuwia oraz trekkingowych kijków.
Co prawda korzystał z wszystkich czterech łap, ale mimo to należy mu się medal. Inna sprawa, że w następnych dniach kiedy tylko widział lub musiał stąpać po jakichś kamieniach, to nie witał ich ze zbytnim entuzjazmem.
No to weszliśmy. Szczyt zdobyty! Teraz pozostaje jedynie wykonać bogatą dokumentację fotograficzną, powzdychać nad pięknem stworzenia i można wracać.
Na koniec kilka migawek z Omiša.
Jako ciekawostkę możemy dodać, że w przeszłości stanowił on siedzibę grasujących po całym Adriatyku piratów.
Teraz zaś odrobinę pustawy, ożywa dopiero z nadejściem turystycznego sezonu.
Czas wracać do Makarskiej. Podsumowując tą całą eskapadę, warto byłoby podziękować jeszcze Instagramowi, bez którego istnienia prawdopodobnie nigdy byśmy się z Olą oraz Markiem nie spotkali. Więc, pomimo wielu negatywnych stron mediów społecznościowych, mają one swoje plusy. Hvala!