Jak wiadomo, nasz związek z ojczyzną rewolucji, krajem ludzi wolnych, równych oraz braterskich należy do dosyć burzliwych relacji. Zdarza się, że jest to gorąca namiętność, innym razem po prostu wieje chłodem. Tak czy inaczej zawsze nas tam ciągnie i odwiedzamy francuską ziemię dosyć często.
Zima powoli zaczyna odpuszczać, dni stają się coraz dłuższe, a słońce jakby śmielej i częściej wygląda zza chmur. Więc, jako że zapowiadał się iście wiosenny weekend postanowiliśmy pójść na łatwiznę i pojechać po prostu tam gdzie mamy najbliżej, czyli do Alzacji.
Padło na miejscowość Colmar, stolicę alzackiego winiarstwa. Aż dziw bierze, że zwiedziliśmy ją po raz pierwszy. Wielokrotnie byliśmy już w okolicy, a kilka lat temu próbowaliśmy się tam nawet zatrzymać, ale tak ciągnęło nas do cieplejszego południa, że się nie udało. Wstyd po prostu! Dlatego też tym razem ukorzyliśmy i postanowiliśmy naprawić błędy młodości oraz poświęcić temu pięknemu miastu więcej uwagi.
I zdecydowanie było warto. Starówka jest przepiękna, rozległa i doskonale zachowana. Człowiek maszeruje pośród kolorowych domków, które wyglądają jakby były wykonane z piernika.
Nie tylko my wpadliśmy na pomysł, by zwiedzić to miasto. Pośród brukowanych uliczek turystów nie brakuje.
Kuchnia francuska, i jak widać alzacka także, prawdopodobnie nie należy do zbytnio pro- wegańskich. Choć załączony obrazek sugeruje, że nie jest tak źle. Świnka przed trafieniem na talerz przynajmniej się nie nudziła i przy okazji nabyła odrobinę wiedzy :).
Pobyt w takim miejscu zobowiązuje. Dlatego też uzupełniliśmy naszą winną piwniczkę (jeżeli takim mianem można określić pewną część ciała :)).
Nie tylko Polacy obrali sobie za jeden z symboli bociana. W Alzacji jest on chyba nawet bardziej popularny (niestety głównie w postaci pluszowej). Żywe okazy wyginęły niemalże. Jednak od kilku lat dzięki ludzkim staraniom, zaczynają tu wracać.
Przecięta kanałem dzielnica zwana Małą Wenecją to kolejne z miejsc, które warto zobaczyć.
Mops wreszcie miał okazję porządnie się zmęczyć.
A po spacerze wiadomo, apetyt rośnie.
Z uwagi na to, że mamy zimę, to wodę do serwisu trzeba było czerpać z kanału.
Parking dla kamperów usytuowany na terenie przystani dla barek możemy szczerze polecić. Nie jest co prawda darmowy, ale z pewnością wart swej ceny. Dla zainteresowanych wstawiamy link (klik!).
W drodze powrotnej, która z racji naszego obecnego zamieszkania wiedzie przez góry Szwarcwaldu, dzięki uprzejmości skalnego osuwiska i co się z tym wiąże zamkniętej drogi, mieliśmy okazję zwiedzić zazwyczaj rzadziej odwiedzane przez nas zakątki. Dzięki Duchu Gór!
FIN