niedziela, 18 lipca 2021

Koszt sukcesu.

Żeby osiągnąć sukces należy wstawać co najmniej o piątej- tak głoszą różnej maści internetowi coache, liderzy, blogerzy oraz instagramerzy. Widocznie nasz szef musi być wielkim fanem któregoś z nich oraz bardzo troszczy się o nasz dobrobyt, bo i my od kilku tygodni stosujemy się do powyższej reguły :)

Zaś, póki co, zamiast oszałamiającego finansowego sukcesu otrzymujemy takie oto widoki. Ale, jak wiadomo, nie wszystko da się kupić. Dla niektórych wrażeń trzeba po prostu zwlec się wcześnie z łóżka i doznać ich na własne oczy.

W czasie wolnym od przyjemności za które otrzymujemy frankową zapłatę podejmujemy również aktywności na własny koszt. Jeden z weekendów poświęciliśmy na eksplorację Klasztoru Einsiedeln oraz ulokowanego nieopodal zalewu. Wszystko oczywiście w patriotycznym duchu, czyli nie opuszczając naszego kantonu. Hoop Schwyz!


Jak w przypadku każdego wodnego akwenu, tak i tu Komo postanowił nie przepuścić okazji i zażył kąpieli.

My zaś inhalowaliśmy się świeżym, alpejskim powietrzem.

By w kolejnym tygodniu otrzymać go jeszcze więcej, gdyż ruszyliśmy z kolejną delegacją do położonego nad jeziorem Walensee Quinten.

Wyjazd ten obfitował w deszcz, burze, wilgoć oraz chłód, a pracy naszej towarzyszyła radosna, wygrywana przez świętujące ślimaki melodia.

Czy to aby na pewno lipiec?


Troszkę taki horrorowy klimacik, brakuje tylko czających się za winoroślami zombie.

Gumowe robocze stroje są od kilku tygodni naszą drugą skórą.


 Cóż to za ogromna żaba?- dziwią się nasi psi towarzysze.

Kolejny zaś weekend spędziliśmy wielkomiejsko, w Zurychu. Po czterech sezonach mieszkania jakieś trzydzieści kilometrów od niego, zdecydowaliśmy się w końcu na wizytę. Jak można wywnioskować w poprzedniego zdania, bardzo kochamy wielkie miasta ;)

 
Podobny okres spędziliśmy we Francji, jakieś sto kilometrów od Paryża. Czy odwiedziliśmy tę stolicę romantyków oraz miłości? Jak myślicie?...

 No, oczywiście, że nie!

 Byliśmy też nieopodal Rzymu, Marsylii, Lyonu, Padwy, Monachium...

 ...czyli do końca normalni to my nie jesteśmy ;)

Przebywaliśmy za to w Berlinie,Wiedniu, Warszawie oraz Pradze. Więc, może jest jeszcze dla nas ratunek.

No i oczywiście w Wenecji. Po intensywnie padających od kilku tygodni deszczach, Zurych powoli zaczyna ją przypominać. Tylko gondoli brak.



 Wizyta w dużym mieście bez falafelka to czas stracony. Wiadomo, było drogo, ale też smacznie.

Jakby ktoś zapomniał w jakim kraju się znajduje, to całe szczęście wszechobecne flagi przywrócą mu pamięć. Wiadomo, szwajcarskie społeczeństwo się starzeje, więc widocznie jest to taki lokalny sposób walki z alzheimerem.

Kiedyś w Polsce stało się za mięsem, czy też papierem toaletowym. Szwajcarzy zaś wyczekują cierpliwie w ogonku do luksusowych butików. Nie żeby był to jakiś odosobniony przypadek. Podobną sytuację obserwowaliśmy w kilku innych przybytkach luksusu. Ot, problemy zgniłego zachodu :)