piątek, 9 czerwca 2017
Wyspa Oléron i zapluty karzeł naturyzmu
Po przekroczeniu najdłuższego mostu we Francji, dotarliśmy na drugą największą wyspę tejże (oczywiście w Europie, bo miłośnicy ślimaków mają jeszcze posiadłości zamorskie). Co by to było, gdyby Google nie było ... na pewno wielu magistrów mniej :)
Île d’Oléron to miejsce, w którym próżno szukać masowej turystyki oraz wielkich hoteli. Małe, kolorowe rybackie domki, niemal puste plaże i wszechogarniający spokój- tak można ją pokrótce scharakteryzować. Czyli, po prostu nasze klimaty :)
Oto i przed Państwem on- most.
Na miejscu przywitały nas palmy oraz seksowne syrenki.
Oraz umiejscowione po oceanicznej stronie wyspy piękne, szerokie plaże.
No i surferzy oczywiście.
Z wzburzonych fal wyłonił się zaś wrak statku.
Wyspa słynie z pozyskiwania morskiej (choć w tym przypadku, to chyba oceanicznej :)) soli oraz hodowli ostryg. Dzięki dużym pływom, skierowane ku kontynentowi wybrzeże, nadaje się do tego idealnie. Słonych kryształów nabyliśmy ilość dość znaczną. Lecz, mimo, że żywimy się głównie owocami, to konsumpcję tych morskich z oczywistych względów sobie odpuściliśmy.
Żegnaj wodo.
Na plażowanie najlepiej wybrać się na smagane falami oraz wiatrem oceaniczne wybrzeże.
Komo opala się jedynie w psim staniczku. Prawie nudysta po prostu :)
Saint-Trojan-les-Bains. W tym miasteczku kamperowaliśmy najdłużej. Czy można scharakteryzować je używając tylko jednego słowa? Tak, trzeba by użyć jednego z naszych ulubionych, a jest nim SPOKÓJ.
A tfu! Zboczeńcy!
Całe szczęście nie wszyscy :)
Przed przybyciem na wyspę odwiedziliśmy jeszcze słynny kurort Royan. Coś coraz mniejsi z nas światowcy, bo nie za bardzo nam się podobał.
A czyja to wina? No, oczywiście, że Niemców (a tak naprawdę to Brytyjczyków, którzy tak zapamiętale wypędzali z miasta nazistów, że wiele już z niego nie zostało).
Po wojnie Royan zostało odbudowane jako modelowa miejscowość turystyczna i dlatego też, pomimo ostałych się jesyczcze kilku pięknych willi, zupełnie straciło swój przedwojenny urok i czar.