czwartek, 21 listopada 2013
poniedziałek, 18 listopada 2013
GKS zbójem jest :)
Jeszcze tydzień temu nie planowaliśmy, że kolejny raz w tym roku będziemy na południu Francji. Minęło kilka miesięcy od naszej ostatniej wizyty i jesteśmy znów w La Seyne Sur Mer :) Pogoda nie jest zła, a temperatura oscyluje wokół 18 stopni. Da się żyć :)
Pierwsza noc minęła nam przy błysku piorunów i pośród głośnych grzmotów. Przez szalejącą burzę około pierwszej w nocy zaczęły przedzierać się niewyraźne krzyki.
- G,t,s, ujem es- dobiegały do nas niejasne słowa. Wsłuchiwaliśmy się intensywnie, aż zrozumieliśmy. Polacy.
- GKS, chujem jest!- dwóch wesołych rodaków przemierzało ciemną noc nie poddając się nawałnicy oraz nie obawiając się błyskawic. Całe szczęście, że w pijanym zwidzie nie rozgryźli naszych rejestracji i nie próbowali się integrować :).
Przywitanie morza niemieckim winem :) Wybacz Francjo.
Surferzy atakują.
środa, 13 listopada 2013
bo kobieta (i nie tylko) zmienną jest :)
Ktoś może czytał naszego ostatniego posta? Coś tam było o Francji, że zimno, że chyba nie jedziemy i że ogólnie lipa. W takim razie no to co, gdzie jedziemy? Otóż w piątek ruszamy do Francji :)
sobota, 9 listopada 2013
was zu tun?
Praca skończona i co dalej? Aura robi się coraz chłodniejsza, dni coraz krótsze, w kamperze coraz zimniej :) Póki co włóczymy się po okolicy, dogrzewamy farelką (tu należą się podziękowania dla Niemców za parkingi z prądem za kilka euro), ślemy maile i dumamy gdzie spędzić by tu zimę. Wspominając ubiegłoroczną Francję i to, że się tam trochę namarzliśmy (3 stopnie w nocy w kamperze :)) jesteśmy odrobinę mniej zdecydowani na zimowanie na południu. Nie pozostaje nam nic innego jak zdać się na Los :)
Odwiedziliśmy nawet międzynarodowe zawody młodzieży w gimnastyce :)
Patrząc na te młode, wysportowane dziewczyny doszliśmy do wniosku, że czas schudnąć.
-Też taka kiedyś byłam
-Akurat :)
Zaliczyliśmy niemieckie cmentarze i kilka mniejszych miasteczek.
Kable, kable, kable.
środa, 6 listopada 2013
Oben? Ganz oben!
Oben? Ganz oben! Te jakże miłe naszym uszom słowa nie padną niestety już więcej w tym roku, a to dlatego, że trwające niecały miesiąc winobranie zakończyło się. Kilka dni temu pożegnaliśmy gościnną wioskę Diefenbach oraz nasz pokoik na strychu i ruszyliśmy dalej. Gdzie? A kto to wie :)
Gościnne występy z sekatorem u Gerharda, naszego traktorzysty. Tak to można pracować. Szklanka winka co rządek, precle oraz jazda bryczką na górę (żadne tam oben :)) No i oczywiście obiad na świeżym powietrzu. Jako, że nie jemy mięsa musieliśmy zadowalać się przez miesiąc ziemniakami z surówką :)
Neufen. Urocza miejscowość z górującą nad winnicami twierdzą. Kilka razy zbieraliśmy grona również tam.
Ekipa na tle twierdzy Neufen.
:)
W Neufen wyjątkowo trzeba było nosić kosze. Normalnie obsługiwał nas traktor.
Znowu Gerhard (ten wąsaty) i jazda bryczką na górę :)
Nie tylko chińskie i indyjskie dzieci zmuszane są do pracy. Mali Niemcy też muszą doginać na polu. Całe szczęście dla nich tylko w dni wolne od szkoły :)
Wycieczka na twierdzę. Nasza wesoła ekipa odziana w brudne od winogronowych soków stroje oraz obuta w gumowce budziła niemałe zdziwienie wśród biesiadujących w restauracjach Niemców.
Piękny to i dobrze zorganizowany kraj. Nikt się nie nudzi :)
P.S. Większość zdjęć pochodzi z aparatu Estończyków. Danke :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)