sobota, 18 maja 2013

fabryka kamperów

W miejscowości Tournon sur Rhone, w której spędziliśmy ostatnich kilkanaście dni znajduję się (bardzo dobrze ukryty i w żaden sposób nie oznakowany :)) jeden z największych w Europie producentów kamperów i przyczep. Firma zwie się Trigano VDL i wprowadza na rynek takie marki jak: Chausson, Challenger, Caravelair czy też Sterckeman. Pooglądaliśmy te cuda zza płotu i pomarzyliśmy sobie trochę :)




piątek, 17 maja 2013

multi-kulti


Kilka dni temu mieliśmy przyjemność poświadkować na prawdziwym weselu w arabskim wydaniu. Oj piszczały piszczałki.

poniedziałek, 13 maja 2013

czwartek, 9 maja 2013

Tournon sur Rhone i okolice po raz drugi i na dłużej


Kolejny raz zawitaliśmy do urokliwego Tournon sur Rhone. Tym razem prawdopodobnie na dłużej. Niedługo powinniśmy zacząć hulać po tutejszych stromych stokach i okręcać winorośle wokół palików. Aktualnie obozujemy na parkingu z serwisem blisko centrum. Ponoć (tak stoi na znakach) można tu stać tylko 24 godziny. Obserwując jednak stały skład zaparkowanych obok nas kamperów nikt się tym nie przejmuje. Podglądając naszych sąsiadów można wywnioskować, że oni również oczekują na opóźniającą się w tym roku pracę. Wszystko przez pogodę. Ponoć tak chłodnej i deszczowej wiosny nie pamiętają najstarsi winiarze.
Oczekując na zatrudnienie zwiedzamy okolicę. Wybraliśmy się na chwilę do pobliskiego Gervans. Jest to małe i senne miasteczko położone u stóp stromego zbocza.


Byliśmy bliscy powodzi. Kilka dni mocno padało i Rodan zaczął niebezpiecznie zbliżać się do krawędzi wałów. Pierwszej nocy przytrafiła się nam śmieszno- straszna sytuacja. Otóż nocowaliśmy w towarzystwie dwóch kamperów i kilku zaparkowanych osobówek na innym parkingu niż ten z serwisem. Nagle, około pierwszej w nocy samochody osobowe zaczęły odjeżdżać jeden po drugim. Zaraz za nimi zwinęły się kampery i zostaliśmy zupełnie sami na dużym, puściutkim placu parkingowym. Co się dzieje?- myślimy. Powódź, czy co? Idziemy zobaczyć nad rzekę, ale poziom wody się nie zmienił zbytnio. Obok nas nie było żadnej fabryki, czy czegoś w tym rodzaju, żeby ludzie odjeżdżali po skończonej zmianie. Ot, zwykłe osiedle domków jednorodzinnych i kilka niskich bloków. Dziwne. Do tej pory nie możemy tego rozgryźć. :)


Spacerowo.


Po drugiej stronie Rodanu leży Tain l'Hermitage. Obie miejscowości łączą mosty.



Na koniec kilka namiarów z okolic:

CORNAS
GPS: N44.96026 E4.8475
  • darmowy parking z serwisem;
  • 4 miejsca dla kamperów;
  • max.czas postoju 48h;
  • ładny widok na winnice.

GERVANS
GPS: N445.10915 E4.83049
  • darmowy parking z serwisem;
  • 4 miejsca dla kamperów;
  • max.czas postoju 24h;
  • cicho i spokojnie.

poniedziałek, 6 maja 2013

Cornas, Ardeche


Jesteśmy już w okolicy, w której mamy pracować. Chodzimy sobie po winnicach i obserwujemy winorośle. Pola naszego przyszłego pracodawcy położone są na stromych zboczach i żartujemy między sobą, że chyba będą nas tam na linach spuszczać :) Póki co dużo chodzimy i wzmacniamy muskulaturę :) Został nam jeszcze tylko niecały tydzień obijania, choć po ponad dwóch miesiącach w trasie miło będzie mieć jakieś stałe zajęcie (chyba:)). Oczywiście cały czas będziemy mieszkać w kamperze, więc kamperowanie się nie kończy.



Znaleźliśmy taki oto minerał i już myśleliśmy, że będziemy bogaci i możemy sobie odpuścić pracę. Lecz niestety to ponoć tylko dość pospolity kamyczek, więc z tego nici :)







sobota, 4 maja 2013

szlakiem średniowiecznych miast warownych

 
Po opuszczeniu słonecznej, lecz jednocześnie odrobię zadufanej w sobie i nadętej Prowansji zawędrowaliśmy do krainy średniowiecznych miast warownych. Pokryta większymi i mniejszymi górkami okolica szczyci się tym, iż prawie każde wzgórze upstrzone jest jakąś budowlą pamiętającą te mroczne czasy. Życie wtedy nie należało do najłatwiejszych, czy najbezpieczniejszych, a brak nowej komórki nie był najpoważniejszą niedogodnością egzystencji. Ciągłe konflikty i brak poczucia bezpieczeństwa zmuszały ludność zamieszkującą te okolice do wznoszenia wysokich murów i strzelistych wierz. Tylko uprzednie dostrzeżenie przeciwnika dawało im przewagę nad nim. Tak właśnie było w Marsanne, Le Teil czy w Crest, gdzie po dziś dzień nad średniowieczną plątaniną wąskich uliczek majestatycznie góruje najwyższa we Francji wieża, pełniąca w owych czasach funkcję twierdzy oraz więzienia.

 Le Teil.

Najnowsza francuska moda wprost z Paryża. Pasuje na każdy dzień i każdą okazję.
Po prostu nie ma jak kalosze :)


 Kryty gigabulodrom.

 Crest.


Czas na pranie. Zawsze praliśmy ręcznie podczas wyjazdów, ale co tam. Jak szaleć to szaleć. Raz na dwa tygodnie włączamy sobie pralkę z suszarką za jedyne 5 euro.

 Kamperowa codzienność.









Wielkie miau dla wszystkich!

No i oczywiście garstka namiarów:
 
CREST
GPS: N44.72633 E 5.02071
  • darmowy parking z wydzielonymi miejscami dla kamperów;
  • serwis płatny – 5 euro ( woda/10min. + prąd/1h );
  • blisko starówki;
  • ładne, małe miasteczko;
  • darmowe wi-fi przy informacji turystycznej.

piątek, 3 maja 2013

Krótka historia o tym, dlaczego czasem lepiej dać zarobić kempingom cz.2.

Unoszę głowę i patrzę przed siebie ciągle jeszcze mętnym wzrokiem. Na wysokości moich oczu dostrzegam jasnobeżową plamę, której niewyraźne dotąd kontury powoli zaczynają się klarować.

- Wstawaj! Rusz dupę i zbieraj się człowieku! Musimy uciekać- dochodzi mnie gardłowe ponaglanie.
Przecieram uporczywie dłonią obolałe po niefortunnym zderzeniu z szafką czoło. Kręcę głową, by pozbyć się resztek oszołomienia. Raz po raz zamykam i otwieram przekrwione oczy.

- Ogłuchłeś, czy co! Wstawaj szybko- nalega wciąż jeszcze niewyraźny stwór.
Zderzenie z nieszczęsną szafka musiał spowodować jakieś poważne uszkodzenie mózgu. Albo umarłem i zasłużenie trafiłem do piekła. Jedno z dwojga. Trzecia możliwość przecież nie istnieje. A może jednak? Jeżeli nie umarłem, a mój mózg nie przestał działać to widok, który obserwuje przed sobą musi być prawdziwy. Ale co ja właściwie widzę?

- Wstawaj! Sam bym poprowadził, ale jak się pewnie domyślasz nie mam prawa jazdy.

Po tych słowach słyszę świst powietrza i czuję na policzku rozchodzące się powoli coraz mocniejsze pieczenie. Wstaje oszołomiony i z otwartymi ustami przyglądam się stworzeniu stojącemu na dwóch łapach przede mną. Czuję coraz mocniejsze pulsowanie w czaszce, a obolały mózg chyba postanowił rozsadzić ją od wewnątrz na drobne strzępy. Didol podaje mi kluczyki i krzyczy:

- Spadajmy stąd!

Wyrywam je z wyciągniętej w moją stronę pazurzastej łapy i czym prędzej biegnę do szoferki. Drżącą ręką wsadzam kluczyk do stacyjki. Walenie w drzwi nie ustaje. Choć minęło dopiero kilka sekund od momentu, gdy wskoczyłem do kampera to wiem, że drzwi nie wytrzymają zbyt długo. Przekręcam klucz, rozrusznik kręci głośno, a następnie silnik z oporami odpala. Nie dając mu czasu by się rozgrzał naciskam gaz i z piskiem opon ruszamy przed siebie w mrok ku domniemanemu wyjazdowi z polany. Kątem oka widzę jedynie zwalistą postać, która unosi w gniewie rękę nad głowę. Nasze spojrzenia spotykają się. Piwniczny oprawca świdruje mnie zimnym wzrokiem. W jego oczach nie dostrzegam gniewu, czy oznak zawodu. Nie, widzę w nich nadzieję, nie, nie tylko nadzieję, to pewność, że się jeszcze kiedyś spotkamy.