sobota, 2 czerwca 2012

Triest


Korzystając z dobrodziejstw darmowego internetu wrzucamy kilka fotek z wycieczki do Triestu. Triest jak Triest- ładny jest :) Nie przypomina typowego włoskiego czy śródziemnomorskiego miasta, jest bardziej kontynentalny. Jako były, ważny port austro-węgierski architektonicznie bliżej mu do Wiednia niż na przykład niedalekiego Udine.

Stary dobry Joyce. Do tej pory nie wiem o co chodziło w Ulissesie :)



O, jak tu pięknie....




czwartek, 31 maja 2012

Isola del Sole ( a czasem i del deszcz)

Rodzinne wczasy dobiegły końca. Po odwiezieniu dwóch uczestniczek do Willach na pociąg pozostaliśmy w tradycyjnym składzie czyli dwa plus jeden. Nie będziemy rozwodzić się nad urokami plażowania i długich popołudniowych spacerów. Niech przemówią zdjęcia :) Teraz nadszedł czas poszukiwania...
 Fasolka i Grażka tęsknimy za Wami! :)











sobota, 12 maja 2012

rejs, odcinek 2865 (ost.)


W odpowiedzi na liczne maile i telefony, że już przynudzamy z tym rejsem :) dziś dodajemy ostatnią porcję fotek.
W Chorwacji ostatni raz byliśmy kilka lat temu i zdążyliśmy zapomnieć jak piękny jest ten kraj.
Tydzień temu, kiedy wróciliśmy do domu, rozpakowaliśmy się, posiedzieliśmy trochę przed telewizorem i już mieliśmy ochotę znowu gdzieś jechać. Więc jedziemy :) W poniedziałek pakujemy się do kampera i ruszamy w poszukiwaniu pięknych miejsc, dzikich plaż i dodatkowo jakiegoś zarobku, najlepiej w Euro :) Trzymajcie kciuki!











Żegnaj nasza kojo!
.
.

czwartek, 10 maja 2012

pływając z delfinami


Wiele by można pisać o naszych przygodach. Kilkunastometrowe fale zalewające pokład, przerażające morskie potwory atakujące nasz jacht. Sztormy, skały i mielizny- tak o tym wszystkim śniliśmy chrapiąc radośnie w naszych kojach :) Co do faktów to: delfiny widzieliśmy, fale były nawet nawet, jeśli chodzi o morskie potwory to widzieliśmy te współczesne tzn. śmieci (pływające wiadra, kiepy, butelki, stare porwane sieci). No i największa przygoda, czyli zatkana toaleta. By nie wdawać się zbytnio w szczegóły wystarczy podać kilka prostych faktów: kilka godzin walki z rurowym zatorem, kilka, a może i kilkanaście wiader fekaliów wynoszonych przez całą łajbę, Kapitan Szkatuła pokryty gównem od stóp do głów, drugi oficer (czyli ja) jedynie delikatnie obryzgany, kokpit i inne pomieszczenia po drodze również omaszczone ekskrementami. Tak, to była chyba największa przygoda naszego rejsu. No starczy, starczy. Żeby już tak nie obrzydzać do końca dołączamy kilka ładnych fotek i serdecznie zapraszamy na część trzecią, więc nie odchodźcie od odbiorników :)









wtorek, 8 maja 2012

Gdzie ta keja...cz.1


Nasza morska przygoda była dosyć intensywnym przeżyciem. Zmienna pogoda, od zupełnego braku wiatru, aż po dosyć mocne bujanie, od pływania na silniku, do prucia fal po ciemku na żaglach. Do tego sześć osób zamkniętych na kilku metrach kwadratowych, morze pod kadłubem, a na pokładzie morze alkoholu. To nie mogło się dobrze skończyć- ale całe szczęście od każdej reguły zdarzają się wyjątki i żyjemy :).


Większość noclegów spędzaliśmy na kotwicy, nie przybijając do nabrzeża. Hyc, ponton do wody i już można płynąć na brzeg rozpalić grilla (no może bardziej ognisko) pośród skał.

Nasz kapitan- zwany Szkatułą, okazał się wytrawnym żeglarzem, któremu żadne fale nie są straszne. Dlatego też ich brak wywoływał jego niezadowolenie. Powszechnie zaś wiadomo, że niezadowolenie najlepiej posłać na dno niczym Titanica. Kapitan nasz jednak od słonej morskiej cieczy wolał whiskey, ewentualnie klasyczną polską wódkę. Podpatrując jego zachowanie postanowiliśmy się nie opierać i zastosować tą, jakże oryginalną  metodę do walki z chorobą morską ku wątpliwej uciesze naszych biednych zmęczonych organizmów. Możemy potwierdzić- działa lepiej od cebuli zagryzanej czosnkiem :)



 Najfajniejsze miejsca to takie właśnie spokojne wioseczki, z małą zatoczką, jednym sklepem otwartym tylko kilka godzin w ciągu dnia i sennym klimatem.




Jak widać udało nam się nawet coś zwiedzić. Opłynęliśmy wyspy Hvar, Vis i Korczula. Tu miasto Hvar ze swoją urokliwą zabudową.


niedziela, 6 maja 2012

wyzwoleni spod jurysdykcji Kapitana Szkatuły



Ahoj, Szury lądowe!
Pomyślne wiatry przygnały nas dziś popołudniu z powrotem do ojczyzny. Szorujemy odwykłe od prysznica ciała, pierzemy ciuchy i zgrywamy zdjęcia. Jak się tylko ogarniemy to dodamy porządny wpis.
Ahoj!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Odgrzewane kotlety



















Wiemy, wiemy- te zdjęcia już były. Nie znalazły się jednak tutaj bez przyczyny. Otóż mają one stwarzać tak zwane: pierwsze pozytywne wrażenie. A czemu chcemy stwarzać to rzeczone wrażenie?- myślisz pewnie czytelniku. Ano dlatego, że szukamy pracy w turystyce w odległych krainach i w tym celu wysyłamy maile do różnych kempingów, hotelików etc. Wiadomości te zawierają link do naszego bloga i jakby ktoś  zdecydował się zajrzeć i sprawdzić co to za spam go atakuje, to powinien zobaczyć nasze uśmiechnięte, ogorzałe od słońca twarze no i kampera oczywiście.
Ot i taki nasz przebiegły zamysł.
A może Ty czytaczu nasz drogi masz jakieś dacze odległe, czy inne włości- co by wymagały naszego zaangażowania? Nie krępuj się! Pisz, dzwoń!
Teraz coś z tematów bieżących. W piątek ruszamy na rejs, sprawdzić czy nasze szczurolądowe organizmy pokochają żeglarstwo i nie podniosą buntu. Oby tak się nie stało:) Mamy nadzieję wrócić już jako wytrawne wilki morskie i zagorzałe w boju z morskimi bałwanami wiarusy jednocześnie.
Ahoj!








środa, 18 kwietnia 2012

Kwiecień plecień, co przeplata, raz magazyn robi z Fiata, później znowu się odmienia, by przywrócić w nim kampera.


Biedny był nasz kamperek. Sponiewierany, zaniedbany i opuszczony. Wypatroszony ze swych karawaningowyh wnętrzności stał i patrzył na nas smutnym reflektorem  na którego dnie widać było głęboko skrywaną urazę.
Powoli rosło w nim uczucie rozgoryczenia i żalu, żalu do nas za to co mu uczyniliśmy. Aż wreszcie przyszedł ten dzień, dzień buntu.
Jak to!!- zawarkotał silnikiem-  Co wy mi czynicie właściciele drodzy! Czy ja jestem, za przeproszeniem- magazyn jakiś? Bus transportowy czy co?! Basta! Ja jestem stworzony do podróży, do radosnego toczenia się po górskim szlaku (toczenie to odpowiednie słowo :)) Dłużej tego nie wytrzymam!
Jak więc mogliśmy oponować? Trzeba było się wziąć do pracy, zawiesić biznes internetowo- jarmarczny i posłuchać się kampera. Nadszedł czas zmian. Więcej niebawem.

niedziela, 1 kwietnia 2012

zamki na piasku



Po licznych telefonach od dawno niewidzianych znajomych oraz bliższej i dalszej rodziny (od kiedy to mam wujka Stefana z Katowic?!) musimy niestety zdementować radosną wiadomość z poprzedniego posta.
Nie, nie wygraliśmy w lotka.
Wiemy, że (szczególnie wujek Stefan) macie stare i zdezelowane samochody, za małe mieszkania i brakuje kasy na nowego iPhona ale w związku z powyższym nie jesteśmy w stanie Wam pomóc.
To był żart- dziś 1 kwietnia :)

Hurrra!!!!

Hurrrraaa!!! Wreszcie się udało! Wczoraj wygraliśmy w lotka cztery miliony złotych! Koniec z martwieniem się o kasę! Ruszamy dookoła świata. Napiszemy coś więcej jak odbierzemy pieniądze.

Miłego dnia wszystkim!

.