niedziela, 29 maja 2011

Venice


Wenecję odwiedza rocznie około 15 milionów turystów. W najbardziej znanych miejscach tłumy przemieszczają się przez 24 godziny 365 dni w roku. Niektórzy mogą powiedzieć, że to już, masówka, że tłumy, że to nic oryginalnego być w Wenecji. Ale czy Ci ludzie są tam bez powodu? Czy to wina miasta, że jest takie piękne? My byliśmy już tam kilka razy i za każdym kolejnym Wenecja sprawia inne wrażenie. Ostatnio mieliśmy mieszane uczucia, tym razem jesteśmy zachwyceni. A jeśli ktoś nie lubi tłumów to naprawdę są jeszcze miejsca gdzie można usiąść na ławce i delektować się widokami i klimatem (może nie samotnie ale nie wśród masy ludzi).







:)






piątek, 27 maja 2011

Ewakuacja z Lid


Uciekamy z różnych Lid. Po dwóch dniach spędzonych w Bibione i Lido di Jesolo mamy już dość. Wszędzie tylko Niemcy, Niemcy i jeszcze więcej Niemców, lasy parasoli, a za nimi plantacje hoteli. Przypomina to trochę chów klatkowy kur. Papu, kupka i leżakowanie (biedne kury muszą stać :)). Zero klimatu i mało Włoch. Równie dobrze moglibyśmy być w Egipcie czy Hiszpanii.
Korzystając z wyjątkowego dostępu do sieci wrzucamy kilka zdjęć.

 Muggia. Przy granicy ze Słowenią. Bardzo przyjemne, małe miasteczko.









 Karpackie rządzi! Całe 9 procent za 89 centów. Polscy żule nie mają się czego wstydzić :)


 Triest. Miasto w klimacie wiedeńskim, z bulwarami i XIX wiecznymi, okazałymi kamienicami.

 Akwileja. Ponoć najpiękniejsze na świecie mozaiki wczesnochrześcijańskie (wg. przewodnika).



 Wielka wydma. Prawie jak w Łebie.

A dla mam i babć dowód, że nie głodujemy.

środa, 25 maja 2011

Ferrara


Ferrara jest ponad stu tysięcznym miastem nie odkrytym jeszcze przez masową turystykę. A niewątpliwie jest tego warta. Można napawać się pięknem włoskiego języka bez jakichkolwiek zakłóceń. Zamek i ogromna katedra w samym centrum to już wystarczające atuty aby tu przyjechać.
W internecie znaleźliśmy darmowy parking dla kamperów tuż przy starówce do którego też się udaliśmy. Na miejscu okazało się jednak , że parking jest i owszem ale płatny 6 euro (niby nic ale ludzi skąpych każda oszczędność cieszy :)). Obok znajdował się drugi maksymalnie zapchany (bo darmowy), nielegalnie zarządzany przez naszych Afrykańskich Braci plac wielkości dwóch boisk piłkarskich. Nie można było szpilki wcisnąć, a wspomniani już Bracia uwijali się jak w ukropie, jeżdżąc na rowerach, biegając i komunikując się na rożne sposoby w celu wyszukania miejsca dla chcącego zaparkować pojazdu (za dobrowolną opłatą co łaska). Dla nas również się nasili, lecz nic nie udało się im znaleźć. Wtedy podeszła do nas pewna przemiła Włoszka i powiedziała, że odjeżdża i możemy zając jej miejsce (znowu oszczędność). W cieniu :).
Po tym jak już się ulokowaliśmy ruszyliśmy na zwiedzanie miasta.
Spotkaliśmy również parę Polaków z Tarnowskich Gór co jednak nie zaowocowało libacją alkoholową oraz ogólnym zatruciem organizmu.
Po achaliśmy i ochaliśmy nad pięknem średniowieczno- renesansowej zabudowy i po spokojnej ncy na pustym już parkingu pojechaliśmy dalej. Ku Wenecji...










Na koniec włoskie danie made in kamper :)

poniedziałek, 16 maja 2011

jadą wozy kolorowe


Jako, że mieliśmy już dość skomercjalizowanego wybrzeża postanowiliśmy wybrać się do Treviso. Jest to dosyć duże, poprzecinane kanałami, pełne zabytków i wąskich uliczek miasto. Udało się nam znaleźć darmowy parking dla kamperów przy samej starówce, gdzie spędziliśmy dwie noce. Już podczas pierwszego wieczoru mogliśmy czuć się samotni ponieważ tuż obok rozbili się cyganie ze swoim taborem (czy jakoś tak). Trzy przyczepy i dwa kampery (gdzie te stare cygańskie wozy...ach...), ze 30 osób, dzieci, psy i inne atrakcje. Najpierw myśleliśmy, że to Turcy, a to dlatego, iż pierwszą rzeczą jaką panie zaczęły robić po przyjeździe było pranie dywanów :). Okazało się, że to jednak francusko-hiszpańscy cyganie. Po praniu przyszedł czas na mycie kamperów i przyczep, tygodniowe pranie odzieży z wywieszaniem jej na okolicznych płotach oraz co chyba oczywiste wyjęcie agregatu, szlifierki stołowej i ostrzenie noży i innych narzędzi jakże niezbędnych w życiu nomada :). Spotkały nas też wyrazy sympatii w postaci cytuję za miłym, otyłym panem "Polska dobro, dobro".Gdyby nie złośliwa włoska policja koegzystowalibyśmy ze sobą pewnie dłużej, lecz niestety (dla cyganów) już po jednym dniu musieli się zwijać. Poza tym dużo zabytków i łażenia. Zwykła kamperowa nuda :)








Jak wiadomo miasto męczy, więc postanowiliśmy wrócić ku chłodnym wodom Adriatyku. Całkowitym przypadkiem trafiliśmy do miejscowości Rosalina Mare, która na weekend została wprost opanowana przez kampery. Takich miejsc jak to na zdjęciu poniżej było kilka. W sumie ze 30-40 samochodów. Dosmażyliśmy się trochę i jak to u nas znudziło się nam morze i znów zapragnęliśmy pobyć trochę w mieście :). W tym momencie jesteśmy w mieście Ferrara, gdzie dzięki uprzejmości tegoż  mamy internet. Wystarczy iść do informacji turystycznej wypełnić dwa formularze, skserować paszport i zarejestrować się i już ma się 90 minutowy dostęp do netu. Prawda, że proste.




Pozdrawiamy! Żółwik!

środa, 11 maja 2011

wszystko fajnie tylko netu brak :)


Jesteśmy we Włoszech. Włosi, jako, że żyją z turystów to nie są skłonni do dostarczania darmowego internetu. Więc do rzeczy. Przejechaliśmy całą trasę normalnymi czyt. bocznymi drogami. Trafiło się nam kilka przełęczy na które musieliśmy drapać się na pierwszym biegu i na nim także zjeżdżać (masakra!!!).
Austria. Darmowe miejsce z wodą i zrzutem ścieków. Jeszcze zimno. Chodząc po miasteczku próbowaliśmy znaleźć jakieś śmieci. Nie udało się (jeden niedopałek na dwie godziny chodzenie się nie liczy :)).

W drodze na zamek. Austria.

Gemona. Włochy.




Przełęcze.


Dojechaliśmy do miejscowości Grado na włoskim wybrzeżu, gdzie jak widać zapoznaliśmy Polaków. Pozdrawiamy! (nasze wątroby nie :)).

W wspominanym Grado staliśmy na wielkim parkingu dla kamperów, który przed sezonem jest za darmo (Niemcy co prawda próbowali płacić, ale automat nie chciał kasy- pewnie próbują do tej pory).
Na parkingu mamy wodę, zrzut ścieków i prąd za free.

A oto rowery, które dostaliśmy w spadku po rodakach, które oni z kolei znaleźli na "wystawce".
Byliśmy w Trieście i kawałek za nim w miejscowości Muggia, a teraz jesteśmy w Jesolo.
Z przykrych zdarzeń należy wymienić:
1. Pękła nam rurka przy butli gazowej i całe paliwo wyparowało, całe szczęście, że my nie razem z nim;
2. Dzisiaj zerwał nam się pasek klinowy, ale daliśmy radę.
To by chyba było na tyle.
Pozdrawiamy wszystkich!!!