sobota, 9 października 2010

Piękna nasza Polska?

Co tam u nas? Dostajemy tysiące (no dobra kilka :)) maili i sms-ów z pytaniem- Co z wami, żyjecie? Otóż wyjaśniamy- żyjemy i od przedwczoraj jesteśmy już w domu. Po małej przygodzie w Austrii i oczekiwaniu na dwie nowe opony dojechaliśmy szczęśliwie. Musimy jakoś przezimować (szukamy pracy- najlepiej za granicą, więc jak ktoś coś wie to będziemy wdzięczni :)) i na wiosnę przyszłego roku ruszamy znowu. Mamy nadzieję, że na trochę dłużej.

Jako, że od wjazdu do Włoch porobiły nam się zaległości, będziemy kontynuować opis naszej trasy, aż do momentu przyjazdu do domu.
Więc dziś- Pesaro.

 Automat do sprzedaży spaghetti.


 Pesaro jest jednym z wielu niewyróżniających się włoskich miast. Ot, pełno zabytków i wąskie uliczki :).





Opustoszałe plaże.

sobota, 25 września 2010

Bo we Włoszech internet nie jest łatwo dostępny

Tyle zaległych wpisów. Włochy są wspaniałe- tanie (a nawet bardzo), przyjazne dla kamperowiczów (pełno jest miejsc z darmową wodą i możliwością zrzutu ścieków), no i oczywiście- piękne. Jest tylko jedno ale, wszędzie spotykamy się z zabezpieczonymi sieciami internetowymi. Więc nim będzie więcej fotek z Italii musimy nadrobić jeszcze Grecję.

 Igoumenitsa.


Do Igoumenitsy przyjechaliśmy trzy dni przed planowanym wypłynięciem promu. Po krótkim błądzeniu udało nam się dojechać do widocznej na zdjęciach plaży. Znajduje się ona jakieś 3-4 kilometry od miasta i jest dosyć oblegana przez miłośników karawaningu (naliczyliśmy 15 kamperów). Jest dostęp do wody i mimo zakazu można beztrosko biwakować- policja przejeżdżała kilka razy i niezbyt się tym przejmowała.


 Prom.

Podróżując na trasie Grecja - Włochy można skorzystać z udogodnienia dla kamperów, jakim jest nocleg w samochodzie (bez dodatkowych opłat). Mamy do dyspozycji własny pokład z dostępem do łazienki i prysznica oraz darmowe podłączenie do prądu. Podróż minęła nam dosyć spokojnie, choć trochę bujało (nie należy spożywać zbyt dużych ilości greckiego wina - sprawdziliśmy :)).
Podsumowanie Grecji zrobimy przy bardziej sprzyjających warunkach. Połączenie nam się ciągle zrywa, więc to by było na tyle :).




wtorek, 21 września 2010

Ioannina

Dopłynęliśmy do Ankony we Włoszech i już na wstępie przeżyliśmy szok. Panuje tu już dosyć zaawansowana zima. Temperatura w dzień spada do 26 stopni, co zmusza lokalną ludność do przyodziania się w zalegające w szafach kurtki i długie spodnie, a co większe modystki- w kozaki oraz futra.
Ale o tym w następnym wpisie. Teraz jeszcze zdjęcia z Greckiej Ioanniny (po polsku Janina :)). Miasta leżącego nad jeziorem i otoczonego przez góry, gdzie swą siedzibę oraz harem składający się z pięciuset kobiet miał Ali Pasza. Bardzo urokliwe miejsce i na pewno warte odwiedzenia.









środa, 15 września 2010

Meteora

To miejsce zna chyba każdy. Jeśli nie widziane na własne oczy- to przynajmniej w telewizji. My podjeżdżaliśmy, zjeżdżaliśmy, chodziliśmy i oglądaliśmy. Robi wrażenie.






Didek też tam był i wszystko bardzo dokładnie oznaczył (prawdopodobnie tak mu się spodobało, że zostawiał ślady żeby jeszcze kiedyś po nich wrócić :)).

wtorek, 14 września 2010

W stronę Włoch

Planowane dwa tygodnie na Chalkidiki zamieniły się w kilka dni. Raj dla kamperowców okazał się, może nie wielkim, ale jednak rozczarowaniem. Od granicy tureckiej, aż do samego półwyspu było przepięknie. Szerokie, puste plaże, zaciszne zatoczki, po prostu raj. Środkowy z "paluchów" nie był jeszcze taki zły, choć miejsc do stania na dziko niewiele, plaże marniutkie, ale za to wielka ilość kempingów. Za to trzeciemu, zachodniemu "paluchowi"-Kassandrze pokazujemy środkowy palec (jako wzór oczywiście:)).
No i wszechobecne "Ancient Ruins"- kupy kamieni. Może dla historyka, bądź kamieniarza przedstawiają one jakąś wartość, ale dla zwykłego turysty raczej nie (no chyba, że przewodnik mówi, że przepiękne, więc jak tu się opierać- przepiękne po prostu :)).Tak się zachwyciliśmy, że dzisiaj wykupiliśmy przez internet prom do Ankony we Włoszech. Jutro Saloniki i dalej w stronę Igoumenitsy (skąd odpływamy), a po drodze Meteory i  położone na skałach klasztory.
Ogólnie Grecja nie jest zła, ludzie są przemili, ceny znośne, a drogi nie najgorsze. Reklama rozbudza jednak oczekiwania, a te pozostają niezaspokojone.

Widok na górę Athos.

Ruiny. Przepiękne :P

Podrabiana starówka.

Nasz jedyny kemping w Grecji. Same pozytywy (a i cena nie taka zła).


czwartek, 9 września 2010

Jak szaleć to szaleć. Drugi wpis dzisiaj.

Jesteśmy w miejscowości Sarti i korzystając z dostępności internetu (kawałek trzeba przejść, ale co tam. Dziękujemy niezabezpieczonej sieci hotelu Ammos :)), dodajemy jeszcze kilka fotek.

 Wszystko co ciekawe wymaga wysiłku, ale najczęściej warto.


Kampery spotyka się tu częściej niż zwykłe samochody. A co się z tym wiąże, w wielu miejscach są znaki- No Camping.

Ale jak się chce to można :P.

Widok z sypialni.

Ach, ta turkusowa, czysta woda.


Kalimera, Kalispera i Souvlaki :)

Już od około tygodnia jesteśmy w Grecji. Macedonia przywitała nas pustymi, ciągnącymi się kilometrami plażami i wyludnionymi tawernami oraz prawie zupełnym brakiem turystów. Czy ludzie przestraszyli się kryzysu- myślimy- bo to najlepsza pora na zwiedzanie tych zakątków. Słońce już nie takie mocne, lekki wiaterek zawiewa, ceny przyjazne. Po kilku dniach ruszyliśmy na Chalkidiki, po przejechaniu przez góry i przepaście dotarliśmy do środkowego "palca". A tu? Dziesiątki kamperów, tłumy ludzi na plażach, po prostu sezon w pełni.
Jak na razie Grecja zachwyca widokami. Turkusowe morze, plaże ukryte pośród skał, sympatyczni ludzie. Palmy, kaktusy i jeszcze więcej palm. To jest to, co lubimy najbardziej.

Pusta plaża.



Postój w zacisznej wiosce Makri. Jak widać stoimy przy porcie. Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej zaczęły się ciągnąc plaże, na które można wjechać kamperem i biwakować przy samym morzu.

W poszukiwaniu "Oka Cyklopa"- miejscowej atrakcji. Jadąc drogami co chwilę są znaki, kierujące do antycznych ruin itp.

Zapoznany przez nas na wycieczce żółw.

I jeszcze dwa :)

"Oko Cyklopa"- nie ma żartów, czołówka na czoło i do przodu :)

Wieczorami- z braku telewizji i środków (albo wrodzonego skąpstwa) na przesiadywanie jak Grecy w tawernach- czytamy książki. Przy okazji dokształcając Didka.