piątek, 25 czerwca 2010

nie ma się co dziwić

Po przejechaniu 426 kilometrów dojechaliśmy na polskie wybrzeże. Nie wiadomo dlaczego znaleźliśmy się w Dziwnowie (najpierw mieliśmy dojechać do Zielonej Góry, w wersji drugiej do Szczecina, potem do Świnoujścia- a wyszło jak zawsze, czyli bardzo dobrze). Jest to bardzo sympatyczne, małe miasteczko, trochę pustawe przed, sezonem ale za to z darmowym internetem.
Zdając się na powszechnie znaną życzliwość polskiego kleru i chęć do niesienia przez nich pomocy oraz udzielania gościny, zatrzymaliśmy się pod kościołem.

Tuż za widoczną na zdjęciu ulicą znajduję się zejście na plażę :)



Jak widać na załączonych obrazkach zaczynamy plażowo- leniuchowo. Po jednym dniu pobytu w nudnawo- pustawym Dziwnowie wyjeżdżamy za chwilę na wschód w poszukiwaniu nietekstylnych dzikich plaż :)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

to się porobiło

No i stało się. Jesteśmy bezdomni (małe przejaskrawienie jeszcze nikomu nie zaszkodziło :)) W poniedziałek byliśmy umówieni z agentem, który miał przyprowadzić swojego klienta.
I przyprowadził.
I mu się spodobało.
I podpisaliśmy umowę.
Ze względu na problemu z noclegiem przez pierwszy dzień mieszkaliśmy razem. Było bardzo miło, wypiliśmy trochę piwka i siedzieliśmy do późna :), a we wtorek wielkie pakowanie i wyprowadzka.
Więc teraz czasowo mieszkamy u rodziców i nie mamy internetu (no właśnie, mieszkamy u rodziców).
Tego posta piszę stojąc pod McDonald's i już na mnie krzywo patrzą. W środę lub czwartek planujemy wyjazd. To tyle na dzisiaj, odezwiemy się już z trasy.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Nos i Dełko

Gorąco.
Super, że tak grzeje.
Nam się podoba, ale Didolowi już nie koniecznie. Jak ten biedny pies zniesie pobyt na upalnym południu? Gdy tylko temperatura przekroczy 25 stopni nasz chodzący na czterech łapach przyjaciel  zamienia się w charczący- dyszący i sapiący trzydziestoletni silnik diesla. Dodatkowo skupia całą swoją uwagę na poszukiwaniu cienia i kładzeniu się w nim, względnie chowaniu się pod samochód.

Biedne, małe stworzonko :)


Jak mu pomóc, ulżyć w cierpieniu i męce słonecznej? Pomysły były różne.
Może kupić torbę do noszenia psów?
Chodzimy po sklepach zoologicznych i szukamy. Niestety, takiego rozmiaru to oni nie mają (a miał być mały piesek pokojowy :))
To, może sami zrobimy. Kupimy w markecie torbę sportową, wytniemy dziury i voila!
No nie wiem, wszystko fajnie ale jedenaście kilo masy robi swoje, za daleko to się nie doniesie takiego potwora.
To może walizka na kółkach?
Tak, będziemy chodzić wszędzie z walizą? Halo? Miało być mobilne.
Klatka?
Nie.
To ja już nie wiem, odpuszczamy, najwyżej będziemy go zostawiać w kamperze.
Aż pewnego dnia, podczas sklepowych wojaży, na dziale dziecięcym- znaleźliśmy nosidełko.

Takie nosidełko, to już prawie to czego szukaliśmy. Niestety ten egzemplarz musieliśmy zwrócić (kto pamięta ile waży Didol?) ale będziemy szukać dalej czegoś w tym stylu, tylko dla większych dzieci.

niedziela, 6 czerwca 2010

piecze, piecze, tu piecze i tam piecze

Kamper stoi pod blokiem i się smuci.
Czemu się tak smucisz biedaku- pytamy.
Tak tu stoję bezczynnie- on na to- a natura kampera jest inna, musi być w ruchu, przemieszczać się.

Cóż więc było robić? Ulitowaliśmy się nad nim i pojechaliśmy na mała wycieczkę, korzystając przy tym z dobrodziejstwa kalendarza, który dał nam całe cztery dni wolnego. W czwartek padało, lało niemiłosiernie, przemoczyło wszystko, a ziemia radośnie bulgotała pod stopami.
I wreszcie stało się.
Przyszedł piątek.
Przestał padać deszcz.
Wyszło słońce.
O słońce, super- myślimy- trzeba się opalić.
No i się opaliliśmy.
Piecze.
czwartek- wszystko ma swój urok, nawet deszcz :)


O! Przejaśnia się.


Mieliśmy również przyjemność uczestniczyć w zlocie fanów VW (i jak widać na zdjęciu nie tylko golfów :)) Może przytoczę niewielki fragment ze stenogramów:
bum, bum, bum, kurwa, bum bum, wrr, wrr, kurwa, bum, bum, o! kiełbasa się przypala, bum...
I tak przez prawie trzy dni.
Didka i tak nic nie rusza. A czemu by miało? Dużo zainteresowanych nim ludzi, dużo upuszczonych po pijaku kiełbas, słońce, drapanie za uchem, raj po prostu.

wtorek, 25 maja 2010

Zagadka: dom na kólkach i wcale nie kamper?

Wczoraj dostaję telefon od agenta:
- mam zainteresowanego wynajmem klienta, kiedy można zobaczyć mieszkanie, dałoby radę dzisiaj?
- ok- odpowiadam- może około 15-16?
- dobrze, może być, to będę z klientem o 15.30- on na to
- a kto to jest- pytam- studenci, małżeństwo?
- klient pracujący, szuka lokum bliżej centrum- pada odpowiedź.

Wiec co robić? Trzeba posprzątać, bo się syf mały zrobił. No to sprzątam, zmywam, ustawiam telewizor, żeby miał ładniejsze nasycenie kolorów, dmucham i chucham, bo jak wiadomo liczy się pierwsze wrażenie. I czekam.
Pojawiają się. Spóźnieni- o czwartej. Para koło czterdziestki. Dobry klient myślę sobie.
- bardzo ładne mieszkanko- mówią- bylibyśmy zainteresowani, tylko wie pan chcemy tu prowadzić salon masażu
- masażu, hmm, czy ja wiem, znaczy się gabinet kosmetyczny?
- no nie do końca, salon masażu erotycznego
- znaczy się burdel?- zagajam nieśmiało
- jak to burdel?- pyta zaskoczony agent- przepraszam, ja nic nie wiedziałem- kaja się biedaczek
- no tak jakby, dwie dziewczyny, od 10 do 20, cicho, sprawnie i do rzeczy
- zastanowię się- pada moja deklaracja, oczywiście jedynie ze względów na dobre wychowanie :)

 Więc na razie lipa.

piątek, 21 maja 2010

wiadomo- Wrocław poddaje się ostatni

Od wczoraj w mieście panika. Gigantyczne korki, w sklepach szaleństwo. Po tym jak pojawiła się plotka, że nie będzie wody ludzie wykupują ją masowo (jak byliśmy w Lidlu nie było ani kropli, a jakieś 20- 30 osób czekało, aż dostawią- jak dowieźli to wiadomo co się działo :-)).
Wieczorem wybraliśmy się na spacer zobaczyć jak ma się sytuacja (czyt. media kłamią)
Obok naszego mieszkania jest  usytuowany na górce park. Znaczy się był park, bo teraz to parking.



Przy samej rzece nie jest jeszcze tak źle, chociaż miejsce gdzie zwykliśmy się opalać już dawno znajduje się pod wodą. Największa fala zapowiadana jest na jutro w związku z czym zrezygnowaliśmy z udziału w zlocie camper team w Pajęcznie. Zostajemy, żeby walczyć z szabrownikami, oszalałym tłumem, masonami, żydami, cyklistami, zwolennikami PO i Bóg wie kim jeszcze :).


środa, 19 maja 2010

Piękna ta nasza polska wiosna


Pada, pada i przestać nie chce. Można doła złapać (ci , których zalało pewnie łapią, a my solidaryzując się z nimi- również). 
Coś nam się wyjazd opóźnia przez to nieszczęsne mieszkanie. Jak nie uda  się nic zdziałać to trzeba będzie jeszcze obniżyć  cenę. Z końcem miesiąca ładniejsza część naszego duetu kończy pracę (brzydsza cząstka też nie narzeka na jej nawał). 
I co? I dupa.
Pojeździmy trochę po Polsce i jak coś, to popracuje jeszcze dwa tygodnie za koleżankę, która idzie na urlop. Ale później już nie ma odwrotu, trzeba wyruszać (choć patrząc na pogodę w południowo- wschodniej europie to nie ma się gdzie spieszyć).
Cóż, nie ma co narzekać, trzeba myśleć pozytywnie, myśleć pozytywnie, myśleć pozytywnie... Albo chociaż próbować, mimo odwiedzającej nas regularnie strzygi nocnej. Ech...

Gdyby chociaż mieć takiego konika, no i oczywiście skrzydełka :)

sobota, 15 maja 2010

zimno i pada, zimno i pada, zimno i pada....no dobra, czasem się przejaśnia

Jako, że pogoda niezbyt zachęca do wyjazdu za miasto, a i trzeba brać poprawkę na finanse, nasze spragnione  słońca dusze południowców musiały zadowolić się dłuuugim spacerem po Wrocławiu. A skoro spacer to i zdjęcia.







FIN

poniedziałek, 10 maja 2010

marny, ale zawsze grill

Po czwartku nadszedł piątek, a po piątku wiadomo- weekend. Więc  trzeba gdzieś się ruszyć. Tylko gdzie?
Może w okolice  Mietkowa, nad jeziorko?
Nie, jeszcze  za zimno.
To może gdzieś koło Milicza, jest i miasto i stawy jakby się poprawiła pogoda.
Ok. Jedziemy do Milicza. Przez Sułów, a w drodze powrotnej wpadniemy do babci na imieniny.

W Sułowie mijamy znaki kierujące na ośrodki wypoczynkowe, może by podjechać i zobaczyć myślimy sobie i zjeżdżamy z drogi w ich stronę. Po kilkuset metrach asfaltu zaczynają się wyboje i droga robi się węższa. Ośrodki opustoszałe, zaniedbane, nie wyglądają na przyjazne kamperom, zawracamy. W kolejnej wiosce mijamy łowisko i pole namiotowe.Coś nam się nie chce jechać do miasta, poza tym pogoda się poprawia, może by zajechać, spytać się co i jak i ewentualnie zostać. Bardzo miły pan mówi, że możemy stanąć jakieś 300 metrów od domu, na polu, jest prąd (i tylko on :)) za 10 zł od osoby. Niebo robi się coraz bardziej niebieskie, więc zostajemy, co tam. Jeszcze tylko szybkie zakupy w okolicznym Dino i się rozbijamy.

Na całym polu tylko my, tuż obok "Wigwam"- taka okoliczna sala balowo-konferencyjna :)


Łapiemy słabiutkie  promienie słońca, już niedługo zrobi się dosyć zimno.

No i wreszcie nadszedł czas grilla. To genialne jednorazowe maleństwo za jedyne 6 zł ma w sobie wszystko- węgiel, kartkę nasączoną podpałką i ruszt. Idealne.
Po zjedzeniu widocznych na zdjęciu kiełbasek nastała noc. Zimna,  pełna tajemniczych odgłosów i ptasiego hałasu.
Rano pojechaliśmy do właściciela zatankować wodę, a naszym oczom ukazał się taki widok.


Okazało się, że nasz miły pan jest krwiożerczym myśliwym i w nocy ustrzelił dwa biedne dziki.
.

wtorek, 4 maja 2010

jaki by dać tytuł żeby było oryginalnie? wiem! majówka :)

Jak już wcześniej pisaliśmy, tak jak duża część naszego zacnego narodu  wybraliśmy się na weekend majowy. Pogoda nie dopisała, więc tradycyjnego staropolskiego grilla nie było :) Ale nic to. Są pewne znane nam sposoby na lekkie rozjaśnienie myśli i wytworzenie pozytywnego spojrzenia na świat. 

Zaparkowaliśmy obok parku i szkoły (oraz kolorowych kamieni). W sumie bez żadnych problemów spędziliśmy dwie noce (całe szczęście bo podczas pierwszej tak poprawialiśmy sobie nastrój, że można nas było śmiało wynieść na zewnątrz i nawet byśmy nie ziewnęli). Alkohol Twój wróg!!!

Do Szklarskiej pojechaliśmy również aby wesprzeć w leczeniu przebywającą wraz z rodzicami w sanatorium chrześnicę Maję. Czyż to nie Aniołek?

Cóż to za wyjazd w góry bez wycieczki szlakiem. Więc proszę oto i skały.

Ostatniego dnia w drodze powrotnej połaziliśmy po jeleniogórskiej starówce i zahaczyliśmy o Bolków.

W końcu 3 maj. Była i orkiestra i wojsko i natchnione patriotyczne mowy.

Nawet na chwilę wyszło słońce (jakieś 5 minut :))

A na koniec kostucha mająca na celu uzmysłowienie wszystkim, że trzeba korzystać z życia i chwili bo ona gdzieś tam czeka i odlicza.
Więc za trzy dni kolejny wyjazd :).
.